[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowił to sprawdzić.Teraz pan Ellsworthy.Czy w dniu derbów przebywał w Wychwood? Jeśli tak, to jego udział w morderstwach wydawał się mniej prawdopodobny.Choć skądinąd śmierć panny Pinkerton, tak jak przypuszczano, mogła być po prostu nieszczęśliwym wypadkiem.Ale Luke odrzucił tę koncepcję.Ta śmierć zbyt pasowała do całej układanki.Wsiadł do samochodu, który zaparkował przed bankiem, i pojechał do warsztatu Pipwella, położonego na drugim końcu High Street.Chciał zasięgnąć rady w sprawie kilku drobnych usterek w silniku.Przystojny młody, piegowaty mechanik wysłuchał go ze zrozumieniem.Podnieśli maskę samochodu i zagłębili się w szczegółach technicznych.- Jim, chodź tu natychmiast! - zawołał jakiś głos.Piegowaty mechanik wykonał polecenie.- Więc to jest Jim Harvey - pomyślał Luke.- No tak.Jim Harvey, narzeczony Amy Gibbs.Mechanik wrócił niebawem, przeprosił Luke’a i obaj powrócili do rozmowy o silniku.Luke zgodził się zostawić samochód w warsztacie.- Czy powiodło się panu w tegorocznych derbach? - spytał zdawkowo, żegnając się z Harveyem.- Nie, sir.Postawiłem na Clarigolda.- Niewiele osób obstawiło Jujubę II, prawda?- Tak, istotnie, sir.Chyba żadna gazeta go nie typowała.Luke pokiwał głową.- Gra na wyścigach jest ryzykowną zabawą.Czy widział pan kiedyś gonitwę derby na własne oczy?- Nie, sir, i bardzo tego żałuję.W tym roku poprosiłem o wolny dzień.Mogłem kupić ulgowy bilet do Epsom, ale szef nie chciał nawet o tym słyszeć.Faktem jest, że brak nam rąk do pracy, a tego dnia mieliśmy sporo roboty.Luke kiwnął głową i wyszedł z warsztatu.Jim Harvey został wykreślony z jego listy.Luke doszedł do wniosku, że ten sympatyczny chłopak nie był tajemniczym mordercą ani nie przejechał Lavinii Pinkerton.Ruszył brzegiem rzeki w kierunku domu.Tak jak poprzednio, spotkał tu majora Hortona z psami.Major jak zwykle histerycznie pokrzykiwał:- Augustus.Nelly.NELLY, do nogi! Nero.Nero.NERO! - Spojrzał na Luke’a swymi wyłupiastymi oczami i zagadnął: - Przepraszam.Pan Fitzwilliam, prawda?- Tak.- Nazywam się Horton.major Horton.Pewnie spotkamy się jutro w rezydencji lorda Whitfielda.Rozgrywki tenisowe.Panna Conway była uprzejma mnie zaprosić.Jest pańską kuzynką, prawda?- Owszem.- Tak myślałem.Wie pan, miło widzieć tu jakąś nową twarz.Ich rozmowę przerwała nagła szarża trzech buldogów na jakiegoś białego kundla.- Augustus.Nero! Chodźcie tu.słyszycie, do nogi!Kiedy w końcu psy niechętnie wykonały rozkaz, major Horton powrócił do przerwanej rozmowy.Luke poklepywał Nelly, która spoglądała na niego czule.- Miła suczka, prawda? - powiedział major.- Lubię buldogi.Zawsze takie miałem.Wolę tę rasę niż jakąkolwiek inną.Mieszkam niedaleko stąd, więc może wstąpi pan na drinka.Luke przyjął zaproszenie i wyruszyli razem w kierunku domu majora.Po drodze major rozprawiał na temat psów oraz przewagi jego ulubionych buldogów nad wszystkimi innymi rasami.Opowiedział o zdobytych przez Nelly nagrodach, o haniebnym zachowaniu sędziego, który przyznał Augustusowi ocenę zaledwie bardzo dobrą, i o sukcesach Nera na wystawie psów.Kiedy skończył, mijali właśnie bramę.Major otworzył drzwi frontowe, które nie były zamknięte na klucz, i obaj weszli do domu.Gospodarz wprowadził Luke’a do niewielkiego, przesiąkniętego zapachem psów pokoju, który wypełniały rzędy półek z książkami, a potem zajął się przygotowywaniem drinków.Luke rozejrzał się dookoła.Dostrzegł fotografie psów, egzemplarze ”Field” oraz ”Country Life” i parę wytartych foteli.Na szafkach z książkami ustawione były srebrne puchary.Nad kominkiem wisiał jeden olejny obraz.- Moja żona - powiedział major, podnosząc wzrok znad syfonu i podążając za spojrzeniem Luke’a.- Była wspaniałą kobietą.Z jej twarzy emanuje silna osobowość, prawda?- Tak, istotnie - przyznał Luke, patrząc na portret zmarłej pani Horton.Miała na sobie różową atłasową suknię, a w ręku trzymała bukiecik konwalii.Jej ciemne włosy rozdzielał pośrodku głowy równy przedziałek, a mocno zaciśnięte usta dowodziły silnego charakteru.W zimnych szarych oczach czaił się gniew.- Była wspaniałą kobietą - powtórzył major, podając swemu gościowi szklankę.- Zmarła przed rokiem.Od tej pory nie jestem już tym samym człowiekiem.- Naprawdę? - spytał Luke, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.- Proszę usiąść.- Major wskazał jeden ze skórzanych foteli.Sam zasiadł w drugim i sącząc whisky z wodą sodową, mówił dalej:- Tak, od tej pory nie jestem już tym samym człowiekiem.- Musi jej panu brakować - powiedział Luke.- Mężczyźnie potrzebna jest żona, która trzymałaby go w ryzach - oznajmił major, potrząsając posępnie głową.- W przeciwnym razie staje się leniwy.Traci poczucie dyscypliny.- Ale przecież.- Drogi chłopcze, wiem, o czym mówię.Nie twierdzę, że początki małżeństwa nie są dla mężczyzny trudne.Są bardzo trudne.Człowiek ma wszystkiego dość i czuje się ubezwłasnowolniony.Ale potem się przyzwyczaja.To sprawa dyscypliny.Luke pomyślał, że życie małżeńskie majora Hortona musiało bardziej przypominać kampanię wojenną niż błogą rodzinną sielankę.- Kobiety - monologował major - to dziwne istoty.Niekiedy wydaje się, że trudno im dogodzić.Ale na Jowisza, prowadzą mężczyznę do celu.Luke zachował pełne szacunku milczenie.- Jest pan żonaty? - spytał major.- Nie.- No cóż, dojrzeje pan do tego.I proszę zapamiętać, drogi chłopcze, że nie ma to jak małżeństwo.- Pochlebna opinia o stanie małżeńskim zawsze dodaje otuchy - oznajmił Luke.- Zwłaszcza że w dzisiejszych czasach rozwody są na porządku dziennym.- Phi! - parsknął major.- Młodzi ludzie przyprawiają mnie o mdłości.Brak im wytrwałości i odporności.Łatwo się poddają.Żadnego hartu ducha!Luke miał wielką ochotę spytać majora, do czego potrzebny jest ten wyjątkowy hart ducha, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.- Proszę mi wierzyć - ciągnął major - że Lydia była kobietą jedną na tysiąc.na tysiąc! Cieszyła się tu powszechnym szacunkiem i poważaniem.- Tak?- Nie znosiła niedorzecznej gadaniny.Potrafiła wzrokiem sparaliżować człowieka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]