[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ale to wymaga trochę zachodu!— Tak — przyznała.— To wymaga zachodu, jednak sądzę, że sprawiłoby panu satysfakcję.Rafiel wpatrywał się w nią osłupiały przez dłuższą chwile, a potem nagle roześmiał się.— Ależ pani ma tupet! — zawołał.— To niesamowite, jest pani zupełnie inną osobą, niż ta urocza staruszka, na jaką pani wygląda.A więc naprawdę sądzi pani, że jestem mordercą?— Nie — odrzekła.— Nie sądzę.— A dlaczego?— No cóż, właśnie dlatego, że jest pan inteligentny.Dzięki inteligencji może pan zdobyć większość rzeczy, których pan zapragnie, bez uciekania się do przemocy.Morderstwo jest głupie.— A tak w ogóle, kogo miałbym właściwie chcieć zamordować?— To bardzo interesujące pytanie — powiedziała panna Marple.— Nie miałam jeszcze przyjemności wystarczająco długo z panem rozmawiać, aby stworzyć na ten temat jakąś teorię.Rafiel uśmiechnął się szeroko.— Rozmowy z panią mogą być niebezpieczne — zauważył.— Każda rozmowa jest niebezpieczna, jeśli ma się coś do ukrycia — odparła.— Ma pani chyba rację.Wróćmy jednak do Jacksona.Co pani o nim sądzi?— Trudno powiedzieć, ponieważ właściwie nigdy z nim jeszcze nie rozmawiałam.— A więc nie ma pani zdania na jego temat? — On mi trochę przypomina niejakiego Jonasa Parry’ego — rzekła zamyślona.— Takiego młodego człowieka z urzędu miejskiego w mojej okolicy.— I co? — zapytał pan Rafiel.— To nie był idealny urzędnik — stwierdziła.— Jackson też nie jest idealny.Ale odpowiada mi.Jest świetnym fachowcem i nie przeszkadzają mu moje złorzeczenia.Wie, że zarabia cholernie dużo pieniędzy, i dlatego bardzo się stara.Nie zatrudniłbym go na stanowisku wymagającym zaufania, ale teraz nie muszę mu wcale ufać.Być może jego przeszłość jest bez skazy, może nie.Ma dobre referencje, ale ja… powiedzmy, że zachowuję wobec niego ostrożność.Na szczęście nie mam żadnych wstydliwych tajemnic, zatem nie można mnie szantażować.— Żadnych tajemnic? — powtórzyła panna Marple powoli.— Z pewnością ma pan jakieś tajemnice dotyczące interesów.— Ale Jackson nie ma do nich dostępu.Nie.Ktoś mógłby uznać, że Jackson jest dobrym kandydatem na mordercę, ale ja naprawdę nie widzę go w tej roli.Moim zdaniem, to nie jego specjalność.Przerwał na chwilę, potem nagle oświadczył: — Wie pani co, jeśli popatrzy się na wszystko z dystansu, na tę sprawę majora Palgrave’a, na jego głupie historyjki i te fantastyczne domysły, to nic do siebie nie pasuje.Właściwe… to ja powinienem zostać zmordowany.Panna Marple spojrzała na niego trochę zaskoczona.— To przecież typowy scenariusz — wyjaśnił.— Kto jest ofiarą w historiach kryminalnych? Starcy, którzy mają dużo pieniędzy.— I wielu ludzi chętnie by się ich pozbyło, aby odziedziczyć majątek — dodała panna Marple.— Czy jest to zgodne z prawdą?— No cóż — zastanowił się.— Naliczyłbym pięć czy sześć osób w Londynie, które nie zalałyby się łzami, przeczytawszy mój nekrolog w „Timesie”.Ale nie posunęłyby się aż tak daleko, żeby przyspieszać mój zgon.Zresztą po co miałyby to robić? I tak wszyscy wiedzą, że wkrótce umrę.Właściwie ci szubrawcy są zaskoczeni, że tak długo wytrzymałem.Lekarze również.— Ma pan wielką wolę życia — zauważyła.— Przypuszczam, że panią to dziwi.Panna Marple potrząsnęła głową.— Ależ nie — rzekła.— Uważam, że to zupełnie naturalne.Życie wydaje się znacznie cenniejsze, znacznie bardziej interesujące, jeśli człowiek wie, że może je wkrótce stracić.Może nic powinno tak być, ale tak jest.Człowiek młody, silny i zdrowy, który ma całe życie przed sobą, nie przywiązuje do niego żadnej wagi.Młodzi ludzie popełniają przecież samobójstwa z powodu nieszczęśliwej miłości, czasem nawet pod wypływem zwykłego zmartwienia.Ale starsze osoby dobrze znają wartość życia.— Cha, cha! — parsknął pan Rafiel.— Posłuchajcie tylko dwojga starych ramoli!— Powiedziałam jednak prawdę, nie sądzi pan? —spytała.— O tak! To szczera prawda.Ale miałem chyba rację mówiąc, że to ja powinienem znaleźć się w roli ofiary?— Zależy, komu pańska śmierć przyniosłaby korzyść — zauważyła.— Tak naprawdę to nikomu — odparł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]