[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy się zamknęły, Rosa chwyciła dłoń Susan i ścisnęła ją mocno.- Sądzisz, że coś z tego będzie?- Nie wiem.Czas pokaże.Muszę położyć małego do łóżka.Manuel już śpi?- Tak.Jeszcze mu nie powiedzieliśmy, ale wyczuł, że coś nas trapi.- Rosa nerwowym ruchem splotła dłonie.- Boję się myśleć, co z tego będzie.- Później do ciebie zajrzę - obiecała Susan.Wróciła do siebie, dopilnowała, żeby brat się umył, i zapakowała go do łóżka.Zgodziła się, by przeczytał jedną z nowych książeczek.Był wystraszony, a lektura zawsze go uspokajała.Wróciła do Rosy, która siedziała na schodach.- Nie chcę im przeszkadzać.To ważna rozmowa - szepnęła zdławionym głosem.Susan mocno ją przytuliła.Długo czekały w milczeniu.Gdy mężczyźni stanęli w drzwiach, Rosa mocno ścisnęła dłoń sąsiadki.Wydawało się, że lada chwila zemdleje.Westchnęła spazmatycznie i popatrzyła na męża.Susan od razu spostrzegła, że Pedro jest wyprostowany; śmielej uniósł głowę.To był dobry znak.- Roso, pan Lowery zaproponował mi pracę.Problem w tym, że musielibyśmy przenieść się na ranczo.Dostaniemy tam domek - ciągnął z zapałem.- Do moich obowiązków będzie należało budowanie zagród dla bydła i koni oraz konserwacja budynków i płotów.Pan Lowery daje wszystkie narzędzia.Pensja wynosi pięćset dolarów tygodniowo.Dostaniemy także przydział wołowiny.Susan wiedziała, że poprzednio mąż Rosy zarabiał połowę wymienionej sumy.- Ile wynosi czynsz? - wykrztusiła Rosa.Od dawna marzyła, by zamieszkać w domku i często rozmawiała o tym z Susan.- U nas to pracodawca zapewnia odpowiednie lokum.Obawiam się tylko, że nie zechcecie mieszkać na odludziu.Zakupy to prawdziwa wyprawa.- Nie mamy samochodu.Czy jeździ tam autobus? - spytała z nadzieją Rosa.- Nie, ale jest kilka aut do wspólnego użytku, więc Pedro będzie panią woził.Hester, która prowadzi mi dom, często jeździ do miasta.Ma sześćdziesiąt lat i przydałaby się jej pomoc, więc gdyby chciała pani trochę popracować.Rosa westchnęła radośnie.Nie mogła uwierzyć, że los się do nich aż tak uśmiechnął.- Ach, wszystko się ułożyło! Serdeczne dzięki.Nie umiem powiedzieć.- To ja powinienem wam dziękować.Z nieba mi spadliście.Mój dziadek przechodzi na zasłużony odpoczynek, więc potrzebuję kilku osób do pomocy.Pedro uścisnął dłoń Zacha i zapytał skwapliwie:- Kiedy mogę zacząć?- Ile czasu potrzebujecie na przeprowadzkę?- Mieszkanie jest opłacone do piątku, więc mamy j es zc ze dwa dni - wyjaśniła Rosa.- W piątek przyślę ciężarówkę i kilku ludzi do pomocy.Czy to wam odpowiada? - Zach sięgnął do kieszeni po książeczkę czekową.- Za pierwszy tydzień zapłacę z góry, żebyście nie zostali bez pieniędzy.- Gdy Pedro i Rosa dziękowali mu wylewnie, dodał z kpiącym uśmiechem: - Ciekawe, czy będziecie równie zadowoleni, kiedy zobaczycie dom.Ma tylko trzy sypialnie.- Aż tyle! Cudownie!Zach ujął dłoń Susan i ruszył ku drzwiom.- Cieszę się, że warunki wam odpowiadają.Powiadomię was, o której przyjedzie ciężarówka.Ja też tu wpadnę, więc zobaczymy się w piątek!- Dobranoc, kochani - dodała Susan.- Przyślę tu Paula około.- Nagle zdała sobie sprawę, że przeprowadzka Pedra i Rosy przysporzy jej kłopotów, ponieważ oznacza utratę opiekunki do dziecka.Kto się teraz zajmie Paulem?- Och, Susan! Całkiem zapomniałam o twoim braciszku! - jęknęła Rosa.- Co się znowu stało? - rzucił niecierpliwie Zach.- Kto się zaopiekuje Paulem, gdy wyjedziemy na ranczo?- zawołała Rosa.- Nie martw się - odparła Susan z wymuszonym uśmiechem.- Znajdę kogoś.Wszystko będzie dobrze.Zach otworzył drzwi do mieszkania Susan.- Mam pomysł, jak się uporać z tym problemem, więc bez obaw, paniRoso - rzucił na odchodnym.Weszli do środka.- Chodzi ci o naszą przeprowadzkę na ranczo?- Owszem.Nie zapominaj, że Paul i Manuel to prawdziwi przyjaciele.Lepiej ich nie rozdzielać.Rosa mogłaby się nimi opiekować, a Hester jej pomoże.Najgorzej ty na tym wyjdziesz, bo do miasta jest ponad siedemdziesiąt kilometrów.Czekają cię dojazdy do jadłodajni, jeśli nadal będziesz chciała pracować.- Naturalnie! - krzyknęła.- W przeciwnym razie nie mogłabym nic odłożyć.- Jesteś moją żoną, więc powinienem dawać ci pieniądze.- Niczego od ciebie nie przyjmę - odparła z godnością.Zach wolał się nie kłócić, więc tylko zapytał:- Musisz podjąć decyzję.Przeprowadzisz się na ranczo?- Nie wiem.- Odwróciła się do niego plecami.- Czy mogę jutro dać ci odpowiedź?Podszedł bliżej, położył ręce na jej ramionach i obrócił w swoją stronę.- Dobrze.Pojedziesz ze mną do szpitala, żeby dodać dziadkowi otuchy przed operacją?- Tak.Uprzedziłam już Kate, że przyjdę do pracy później niż zwykle.Muszę jeszcze powiedzieć Rosie, że raniutko przyprowadzę do nich Paula.- Gdy wspomniała o sąsiadce, przypomniała sobie, ile zrobił dla niej Zach.- Niezależnie od tego, co postanowię, chciałam ci bardzo podziękować za pomoc dla Rosy i Pedra.Jesteś wspaniały!- Mimo że pozbawiłem cię opiekunki do dziecka? Susan poczuła się tak, jakby ją spoliczkował.- Naprawdę sądzisz, że dla swojej wygody mogłabym odradzać im przyjęcie twojej propozycji?Przesunął dłońmi po jej ramionach.Przyjemne uczucie.- Tylko żartowałem! Mało o tobie wiem, ale zdążyłem się przekonać, że nie jesteś małostkowa.Udobruchana, odprężyła się na chwilę, ale gdy objął ją ramionami, znieruchomiała, jakby lada chwila miała rzucić się do ucieczki.- Spokojnie - powiedział z uśmiechem.- Chciałem ci tylko podziękować za dzisiejszy wieczór.Domyślam się, że byłaś całkiem wytrącona z równowagi, gdy dziadek kazał ci pakować manatki i oznajmił, że wracamy razem na ranczo.Dzielnie to zniosłaś.Susan uległa pokusie i przytuliła głowę do jego ramienia.Był taki silny i opiekuńczy.- Staram się postępować, jak należy - odparła cicho - ale czasami trudno rozstrzygnąć, co jest właściwe, a co nie.Objął ją mocno i pocałował w czoło.- Moim zdaniem Paul bardzo potrzebuje męskiego towarzystwa.Nie jest dobrze, gdy chłopak ma wokół siebie same kobiety.- Staram się dobrze go wychować.- Nie zamierzałem cię krytykować - zapewnił skwapliwie.Czule popatrzył jej w oczy.To był błąd.Pokusa okazała się zbyt silna, by ją zwalczyć.Pochylił głowę i musnął wargami usta Susan, przestraszonej, a zarazem uradowanej, bo spełniło się marzenie o kolejnym pocałunku.W jej umyśle przez moment panował kompletny zamęt.Bez zastanowienia wspięła się na palce i zarzuciła Zachowi ręce na szyję.Ilekroć ją obejmował, zapominała o całym świecie.Nikt jej dotąd nie wprawił w tak cudowne oszołomienie.Miała wrażenie, że jest przy nim całkiem bezpieczna, jakby znalazła wreszcie swoje miejsce na ziemi.Takie myśli sprawiały, że ogarniał ją strach.Czy w ten sposób reagowała jej matka, ilekroć oddawała się jakiemuś mężczyźnie? Susan pragnęła innego życia.Nie zamierzała powtarzać jej błędów.Nie chciała szukać pełni życia w męskich ramionach.Pragnęła być silna i niezależna.Obawiała się, że Zach uczyni ją słabą i bezwolną.Wysunęła się z jego ramion, odetchnęła głęboko i podeszła do okna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]