[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jest. Cholera zaklął prokurator zmęczony małżeństwem.* * *Mariusz K.wiedział, że powinien zachować spokój.Kiedy zobaczył dziśczarnego chryslera, od razu czuł, że będą kłopoty.Samochód firmy pogrzebowej niepowinien być aż tak elegancki.Przejażdżka chryslerem w trumnie byłaukoronowaniem marzeń nieboszczyków za życia.Wystrojeni w nowe ubraniai nowe buty, wymalowani jak na święto, jechali chryslerem w ostatnią podróż.Nawypolerowanej masce lśniła nazwa Town & Country.Mariusz K.zastanawiał się,kto z żyjących w N.mógł sobie pozwolić na to, by wyprawić zmarłego na tamtenświat tak luksusowym wozem.Tak go to męczyło, że po długiej przerwie zanurzyłrękę w worku pocztowym w poszukiwaniu informacji, ale nie znalazł nic, conaprowadziłoby go na trop.Tylko w sklepie mógł się czegoś dowiedzieć.Nie w hipermarkecie, któregoN.się doczekało w pobliżu jedynego w mieście ronda, ale w warzywniaku.Pracująca w nim pani Basia mogłaby być szpiegiem.Miała genialną zdolnośćzdobywania informacji, niestety, dyskwalifikował ją długi język.Sprawdziłw listach, czy nie ma żadnej korespondencji dotyczącej zieleniaka, porwał jakieśpismo z urzędu skarbowego i pojechał na zwiady.Pani Basi nie było, ale jejpracownica Matylda była bardzo pojętną uczennicą.Cechowało ją takie samogadulstwo.Dzieląc się plotką, czuła się ważna.Dla tej przelotnej satysfakcji byłagotowa zaglądać ludziom do łóżek, portfeli i trumien naturalnie też. Koniec świata, żebym ja listonosza miała uświadamiać droczyła sięz nim. Widać, że pan taki młody, jeszcze ludzi nie zna.To o panią Lebiodęchodzi, tę nauczycielkę.Podobno syn ją tak wystroił.I rajzera zamówił.Wie pan,taki futerał.Mariusz K.wiedział, że plotkarek nie wolno popędzać.Wysłuchał cierpliwiewielu prawd o tym, jak to z prochu powstałeś i w proch się obrócisz, o marnościnad marnościami, o życiu hiobowym. A pies zdechł z nią.Mówią ludzie, że z rozpaczy, chociaż od syna godostała, już się zdążył przywiązać.Taki, widzi pan, niby nic, zwykły kundel, takie sąnajwierniejsze.Podobnież syn ją z psem w jednej trumnie pochował.Mariusz K.zbladł.Takich wieści się nie spodziewał.Od razu domyślił się, cozaszło, i poczuł pod językiem smak psiej karmy.Kto by pomyślał, że tak się toskończy.Nie czuł się winny, zastanawiał się tylko, czy sprawa będzie miała dla niegojakieś konsekwencje.Mógł robić ze starą, co chciał, póki jej syn był daleko.Terazstarej już nie ma, ale podobno jej syn kręcił się na Owocowie.Mariusz K.poczułukłucie zazdrości.Jego motor nie mógł się równać z chryslerem.Całe szczęście, żepoza tym sprawy szły w dobrym kierunku.Naczelnik wreszcie wyraził zgodę na zamontowanie na osiedlu skrzynkipocztowej, o którą upominał się mąż Marii.Niespodziewane spotkanie na poczcietakże rozegrał jak należało.Maria B.chyba uwierzyła w tę bajkę o pracownikupoczty w N., który w tajemnicy przed przełożonymi jedzie do sortowni szukaćlistu.Przez nią, dla niej.Flirtowała z nim, obiecała mu kawę.Mariusz K.sam temunie dowierzał, ale z wrażenia o mało nie zaczął używać prostownicy do włosów.Najchętniej zgoliłby się na łyso, pozbył tych chłopięcych kędziorów.Ale nie mógł.Za mocno go naznaczyła sprzączka przy ojcowskim pasku.I pod nosem miał bliznę,której nie mógł zakryć wąsami.Nie udawało mu się ich zapuścić.Za słaby miałzarost.Dziecięcy.Jeśli plan ze skrzynką na Owocowie zadziała, powinien widywać Marię B.przynajmniej raz w tygodniu.Nawet jeśli z daleka, za szybą, to nie ma znaczenia.Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku mówi chińskie przysłowie.Więcwyruszył.Ze sklepu od razu pojechał do Owocowa.Rozkojarzony, prawie zjechał napobocze, droga była ledwo co odśnieżona, choć pługa nie widziała.Znieg rozjechałynieliczne samochody.Mariusz K.czuł, że w jego życiu wreszcie się coś wydarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]