[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawał sobie sprawę, że odcinek drogi między hondą a wozem Vanneya towielka niewiadoma.Jedna nie dostrzeżona w porę dziura mogła doprowadzić do kraksy.Zbliżył się na pięćdziesiąt metrów i poczuł się pewniej, gdyż tylne światła morrisanaprowadzały go na odpowiedni kurs.Na szczęście kręta droga nie pozwalała na dużąszybkość.Przejechali tak około pięciu kilometrów, kiedy nagle wzrok Fentona przyciągnął jakiśmetaliczny pobłysk pośród piaszczystych wydm, między kępami trawy.Uświadomił sobie, żewłaśnie wypatrzył granadę Jamiesona, stojącą z wyłączonymi światłami.Był ciekaw, czyVanney też ją zauważył, ale doszedł do wniosku, że to mało prawdopodobne.Wciąż padało, aboczne szyby morrisa pokrywały krople deszczu.Pole widzenia Vanneya ograniczało się dodwóch półkoli na przedniej szybie, czyszczonych z wody przez wycieraczki.Po trzech kolejnych kilometrach światła stopu mini morrisa zajaśniały w ciemnościniczym świeczki bożonarodzeniowe, otoczone różowymi aureolami z deszczu.Wysunąłgwałtownie stopę w stroną pedału hamulca, ale powstrzymał się w ostatniej chwili; światłostopu hondy mogłoby zdradzić jego obecność.Zacisnął dłoń na hamulcu ręcznym, starając sięza wszelką cenę utrzymać maszynę dokładnie w pozycji pionowej.Najmniejszy skrętprzedniego koła na śliskiej nawierzchni mógłby spowodować, że motor poleciałby do przodujak kostka mydła po dnie wanny.Odetchnął, kiedy honda zwolniła i poddała się całkowicie jego kontroli.Znajdujący sięprzed nim morris skręcał w prawo, ale nie w inną drogę, lecz w podjazd prowadzący dowielkiego domu.Zsiadł z motoru i ruszył poboczem w stronę bramy. Helmwood głosiłnapis, wyryty na jednym z kamiennych filarów.Spojrzał w głąb podjazdu, ale niczego niedojrzał.Słyszał tylko daleki pomruk morza i szelest drzew za murem.Za pomocą radiotelefonu przekazał wiadomości Jamiesonowi, który pocieszył go, że znato miejsce. Jakieś pięćset metrów dalej, po lewej stronie znajdziesz zejście na plażę.Tam sięspotkamy.Fenton usadowił się na tylnym siedzeniu granady, rozkoszując się ciepłem panującym wśrodku samochodu; wcześniej nie uświadamiał sobie, że jest tak zimno na dworze. Dom Monktona wyjaśnił Jamieson.Fenton poprosił o dodatkowe informacje. Lord Monkton, były minister stanu, filar tutejszej społeczności.Władza, bogactwo,wpływy, krótko mówiąc pożywka dla Klubu Kawalerów. Pójdziemy rzucić okiem? spytał Kelly.Fenton wyczuł nutkę obawy w głosie Kelly ego, ale uznał, że chodzi o typowąpowściągliwość w obecności policjanta, charakterystyczną nawet dla ludzi respektującychprawo. Dlaczego nie odparł Jamieson. W Szkocji nie ma zakazu wchodzenia na terenprywatny.Kiedy wysiedli z samochodu, owiało ich nocne, słone powietrze.Pod osłoną nocy ruszyliw stronę drogi.Przestało padać, ale drzewa uginały się pod ciężarem wody.Kiedy Kelly otarłsię o którąś z sosen, natychmiast spadł na niego z góry mokry ładunek. Pst! Jamieson uciszył Kelly ego, który właśnie zaklął.Fenton był w najlepszej sytuacji: kombinezon i buty dojazdy na motocyklu dobrzechroniły go przed deszczem, piachem i błotem.Szedł pierwszy, wydeptując ścieżkę wwysokiej trawie.Usłyszeli warkot nadjeżdżającego samochodu. Na ziemię! rzucił pospiesznie Jamieson.Przycupnęli w trawie, dostrzegając jaguara długa limuzyna zwolniła i skręciła w stronępodjazdu.Ledwie się unieśli, a już pojawił się kolejny samochód.Fenton zauważył, że toluksusowy wóz, ale nie rozpoznał marki.Kiedy znowu zapanowała cisza, wyszli z ukrycia i stanęli na asfaltowym podjezdzieprowadzącym do Helmwood. Lepiej trzymajmy się blisko drzew doradził Jamieson. Tędy rzucił Fenton, kierując się w stroną prześwitu między sosnami.Zapach żywicyprzypomniał mu miniony dzień, ale ten las był zupełnie inny, wręcz wrogi: konary wysokichdrzew poruszały się groznie na tle ciemnego nieba.Między pniami przebłyskiwały światła,wyznaczając kierunek marszu. Zdaje się, że trafiliśmy na przyjęcie zauważył Jamieson, kiedy przyczaili się wzaroślach, licząc samochody na podjezdzie. Chciałbym zapisać kilka numerów.Fenton i Kelly stali w ukryciu, podczas gdy inspektor skulił się i trzymając w rękunotatnik, pobiegł przed siebie.Zniknął między lśniącymi karoseriami.Po dziesięciu minutachwrócił, lekko zdyszany. Komputer będzie miał zajęcie wysapał. Co teraz? spytał Kelly. Podejdzmy bliżej zaproponował Fenton. Zgoda, ale ostrożnie odparł Jamieson.Wiatr ustał na chwilę. Słyszycie muzykę? spytał Fenton. Coś w tym rodzaju stwierdził Kelly. Znowu. Dochodzi jakby z drugiej strony domu zauważył Jamieson. Tutaj nic się nie dzieje,jest za ciemno. Obejdziemy budynek podszepnął Fenton.Ponownie weszli między drzewa i zaczęli posuwać się w stronę trawnika na tyłach domu.Mogli teraz zobaczy wyraznie rząd okien na pierwszym piętrze, rozjarzonych światłami.Zdawało się, że dzwięki płyną właśnie stamtąd. A swoją drogą, co to za muzyka? zainteresował się Kelly.Fenton pokręcił głową. Słyszę jakiś instrument strunowy.Rozmiary zalanych światłem okien wskazywały, że za nimi znajduje się ogromny pokój. Sala balowa? próbował zgadnąć Kelly..z balkonem dodał Fenton, spoglądając na Kelly ego. W taką noc chyba nie będąwychodzić na zewnątrz, co?Kelly połapał się w lot, o co chodzi. Z boku mamy drabinkę pożarową zauważył.Jamieson udawał, że nie słyszy tej wymiany zdań, ale Fenton i Kelly patrzyli na niego zuporem. W porządku zgodził się wreszcie rzućmy okiem.Fenton wspiął się po drabinie, za nim Kelly, a na końcu Jamieson.Fenton przerzucił nogiprzez kamienną balustradę, po czym skulił się w narożniku.Pocieszał się, że nikt ich nieusłyszy, gdyż muzyka i śmiechy dochodzące z sali były bardzo głośne.Mogli być jednakzauważeni w blasku bijącym z wysokich okien.Muzyka umilkła.Gwar rozmów zaczął przycichać, a światło delikatnie przygasało. Coś się dzieje wyszeptał Kelly. Chciałbym to zobaczyć odparł Fenton.Oświetlenie sali stawało się coraz bardziej nikłe, więc postanowił zaryzykować ipodczołgał się pod jedno z okien.Kelly obserwował go, zagryzając nerwowo wargę, a potemdał sygnał, że za szybą nikogo nie widać.Fenton uniósł się powoli, jego oczy znalazły się nad poziomem parapetu.Ze zdumieniaotworzył usta.Zobaczył wnętrze cesarskiego pałacu i scenę ze starożytnego Rzymu.Na sofach spoczywali mężczyzni w togach i sandałach.Usługiwali im niewolnicy, noszącdzbany wina i tace pełne jadła.Pod ścianą siedzieli trzej muzykanci z lirami.W drugim końcusali widać było centurionów w skórzanych zbrojach, którzy strzegli wysokich, podwójnychdrzwi.Pośrodku sali również stali żołnierze, dzierżąc w dłoni okazały sztandar.PoczątkowoFenton sądził, że jest na nim wyhaftowany rzymski orzeł, ale po chwili uświadomił sobie, żesię mylił.Było to złote drzewo, symbol Klubu Kawalerów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]