[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zi gno ro wa łam falę gnie wu i po sła łam jej chłod ny uśmiech. Mo żesz go so bie wziąć, kie dy z nim skoń czę.Jo sze ro ko otwo rzy ła usta. A więc to praw da? Sy piasz z nim?Na to wychodzi, chociaż spania razem nie było w umowie.Ten sukinsyn przemycił tenpunkt bez konsultacji ze mną.Uniosłam brew na znak, że nie zamierzam dzielić sięszcze gó ła mi.Zmar kot nia ła. %7ład nych pi kant nych de ta li?Po krę ci łam gło wą i po chy li łam się nad ba rem, żeby przy jąć ko lej ne za mó wie nie. Prsz moh ji to, whi sky zolą, bu el kę mil le ra i& yyy& Sta ce chce co smo.Maie co smo?Na szczęście po czterech latach pracy w Szkocji doskonale rozumiałam nie tylkomiejscowy akcent, ale i pijacki bełkot.A oto tłumaczenie: Poproszę mohito, whisky z colą,bu tel kę mil le ra i& yyy& Sta ce chce co smo.Ma cie co smo?Kiw nę łam gło wą i się gnę łam do lo dów ki po piwo. Do bry jest? Jo zno wu mnie za ata ko wa ła.Wes tchnę łam ze zmę cze niem, wy mi nę łam ją i za czę łam ro bić drin ka. To coś po waż ne go? za wo łał przez bar Cra ig. Czy nadal mo że my sy piać ze sobą? Co to zna czy nadal ? wark nę łam. Czy li nie? Czy li nie, do cho le ry. Oj, Joss, daj spokój. Jo dalej mnie błagała. Słyszałam, że z niego niezły ogier, ale totyl ko plot ki.Ty wiesz, jak jest na praw dę. Wiesz co? Uda łam, że się na my ślam. Od pieprz się burk nę łam.Wiem, nie była to zbyt elegancka czy dojrzała riposta, ale Jo zaczynała mi działać naner wy.Na bur mu szy ła się. Ale z cie bie nu dzia ra. Może i tak.Atmosfera w barze nie była tak serdeczna i elektryzująca jak w poprzedni weekend.Josię dąsała, Craig nie bardzo wiedział, jak się ze mną obchodzić, a ja byłam melancholijna,bo rój my śli utknął gdzieś w mo jej gło wie.Nie potra łam pozbyć się wspomnień z minionej nocy i ranka i szczerze mówiąc,irytowało i niepokoiło mnie to, że nie mogłam się doczekać jutrzejszego spotkaniaz Bradenem.Starałam się mniej martwić tym, że zdecydowałam się na ten układ.Chciałampo pro stu do brze się ba wić.Po trze bo wa łam tyl ko cza su, żeby się wy lu zo wać.Pomagał mi spokój, z jakim podeszła do tej sprawy Ellie.Nie wiedziałam, czego się poniej spo dzie wać, ale przy pusz cza łam, że oka że dez apro ba tę.Kiedy dziś wróciła do domu, siedziałam nad laptopem.Powiedziałam doktor Pritchard, żeplanuję napisać współczesną powieść luzno inspirowaną życiem moich rodziców, a onauznała to za dobry pomysł, a nawet formę terapii.Jeszcze nie zaczęłam, bo za każdymrazem, kiedy kładłam palce na klawiaturze, strach ściskał mnie za gardło.Napisaniepowieści wyzwoliłoby wspomnienia, a nie wiedziałam, czy poradziłabym sobiez ewentualnymi atakami paniki.Moja terapeutka powiedziała, że powinnam dążyć doosiągnięcia etapu, na którym wspomnienia już nie wywoływałyby ataków paniki, i że mójnaj now szy pro jekt może mi to uła twić.Po wyjściu Bradena udało mi się napisać pierwszą stronę.Z niedowierzaniem gapiłam sięna ekran, gdyż zdołałam go zapełnić słowami, i właśnie wtedy do domu wróciła Ellie.Zatrzymała się przy drzwiach mojego pokoju.Kiedy się odwróciłam, uśmiechała sięzna czą co. No to& co u cie bie?Nigdy nie byłam wstydliwa, ale w pewne zakłopotanie wprawiał mnie fakt, że Elliewie dzia ła o tym, iż po szłam do łóż ka z jej bra tem.Skrzy wi łam się. Czy to dla cie bie krę pu ją ce? To, że spotykasz się z Bradenem? Z roziskrzonymi oczami pokręciła głową. A skąd.Uwa żam, że bar dzo do brze się sta ło.Oj.Od chrząk nę łam, przy po mniaw szy so bie, że Bra den nie chciał jej okła my wać. El lie, wła ści wie to my się nie spo ty ka my.Tu bar dziej cho dzi o spra wy łóż ko we.Wy glą da ła na za sko czo ną. Czy li przy jazń plus do dat ko we ko rzy ści?Właściwie wolę określenie niezobowiązujące rżnięcie , ale Ellie oczywiście nigdy przezusta nie prze szły by ta kie sło wa. Mniej wię cej.Z za cie ka wie niem na twa rzy skrzy żo wa ła ręce na pier si. I wła śnie tego chcesz?Kiw nę łam gło wą. Wiesz, że nie chcę się z ni kim zwią zy wać na po waż nie. A Bra den? Ten układ był jego po my słem.Prze wró ci ła ocza mi. Braden i te jego cholerne układy. Ciężko westchnęła z rezygnacją. Dobrze, skorooboje tego chcecie.Jeśli tylko ten układ niczego nie zmieni między nami, nie mam nicprze ciw ko.Kom plet ny brak ro man ty zmu, ale jak chce cie.Uśmiech nę łam się zna czą co. Obie cu ję, że wszyst ko bę dzie do brze.Mię dzy nami zgo da?Po sła ła mi uro czy, nie co krzy wy uśmiech. Zgo da.Aby przypieczętować zgodę, spędziłyśmy razem popołudnie.Pospacerowałyśmy poPrinces Street, co krok wpadając na grupki turystów, którzy zatrzymywali się, żebysfotografować majestatyczny zamek edynburski.Ta średniowieczna budowla na skalistymwzniesieniu tworzyła surrealistyczny kontrast z nowoczesnym otoczeniem.Wprowadzałateż pewien chaos, bo w poszukiwaniu idealnego ujęcia turyści przystawali gwałtownie, niezważając na to, że inni przechodnie na nich wpadają.W ciągu paru godzin odwiedziłyśmywszystkie sklepy w centrum, szukając dla Ellie sukienki na wieczorną randkę.Tak jest.Narandkę.W Starbucksie poznała Jasona.Zaproponował spotkanie, a ona się zgodziła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]