[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najchętniej brała wtedy ze sobą Bezimienne-go.Nawet gdy była już nastolatką i wiedziała, że w jej wieku nie powinno241się wierzyć w takie rzeczy, Ashley zbierała wszystkie swoje zbyt obcisłedżinsy i kusą bieliznę - nie chciała, by matka wiedziała, że je nosi - chwy-tała ciasteczko dla psa i otwierała drzwi piwnicy.Pies skwapliwie człapałschodami w dół, robiąc tyle hałasu, że wszelkie błąkające się tam demo-ny uciekały w popłochu.Siadał na dole i czekał na Ashley, zamiatając zzapałem ogonem kurz z podłogi.Gdy Sally zeszła po schodach, Hope odwróciła się do niej.- Tędy wszedł - powiedziała.Sally spojrzała na kawałeczki drewna i skinęła głową.Odsunęła się nabok, a Sally przeszła obok niej.- Potem mógł wejść na górę po schodach, miał prawdopodobniejedną z tych minilatarek, potem do kuchni.- I tam Bezimienny musiał go usłyszeć.Lub poczuć jego zapach -powiedziała Sally.Hope zaczerpnęła powietrza.- Bezimienny lubił czekać na nas w holu, więc mógł zareagować nadzwięk z tyłu domu, zorientował się też natychmiast, że to nie wracajego pani ani ja, ani nawet Ashley.Hope rozejrzała się po kuchni.- To tutaj stoczył bój na śmierć i życie - powiedziała cicho.Swójostatni bój, pomyślała.Oczami wyobrazni zobaczyła starego psa ze zje-żoną siwiejącą sierścią na karku i obnażonymi startymi zębami.To byłjego dom, jego rodzina.Nikt nie mógł przejść obok niego, mimo że miałjuż słaby wzrok i niemal zupełnie stracił słuch.Nie mógł, jeśli nie zapła-cił za to należytej ceny, wiedziała o tym.Przełknęła jeszcze kilka łez, poczym uklękła na podłodze i zaczęła uważnie badać otoczenie.- Spójrz -powiedziała po paru sekundach.- To właśnie tu.Sally spojrzała w dół.- Co to jest?- Krew.To musi być krew.I nie krew Bezimiennego.- Myślę, że masz rację - powiedziała Sally.Potem dodała ciszej : -Dobry pies.- Ale czego mógł szukać ten, kto tu się włamał?Tym razem to Sally zaczerpnęła gwałtownie powietrza.- To był on - szepnęła.- On? Masz na myśli.- Ta kreatura.O'Connell.- Ale ja myślałam.powiedziałaś, że zniknął z naszego życia.Tenprywatny detektyw powiedział ci.- Ten prywatny detektyw Murphy został zabity.Zamordowany.Wczoraj.242Oczy Hope rozszerzyły się gwałtownie.- Chciałam ci to powiedzieć, gdy tylko wejdziemy do domu.- do-dała Sally.- Zamordowany? Jak? Gdzie?- Na jakiejś ulicy w Springfield. Zabójstwo jak egzekucja czy cośtakiego, napisano w gazecie.- Co to znaczy, do diabła, jak egzekucja ? - zapytała Hope, podno-sząc głos.- To znaczy, że ktoś szedł za nim i wpakował mu dwie kule małegokalibru w tył głowy - odparła Sally.Hope usłyszała nie tylko tę informa-cję, ale i lęk w głosie partnerki.- Myślisz, że on to zrobił? Dlaczego?- Nie wiem.Nie mam całkowitej pewności.Wielu ludzi nienawidziłoMurphy'ego.Każdy z nich.- Nas nie interesuje nikt inny.Chodzi mi o to, czy sądzisz.- Hopenagle umilkła.Wpatrzyła się w plamy krwi na podłodze.- Więc wSpringfield mógł to być ktokolwiek.Ale myślisz, że tego włamania doko-nał.- A któżby inny?- Jakiś inny włamywacz.To nie jest coś niespotykanego w tej dziel-nicy.- Ale jednak coś bardzo niezwykłego.A nawet jeśli zdarzają się tuwłamania, to zazwyczaj sprawcami okazują się nastoletnie dzieciaki.Tonie wygląda na coś takiego.Czy zauważyłaś, żeby coś zostało skradzio-ne?- Nie.- Więc któż inny?- Jeśli to był O'Connell, to znaczy że.- Znowu ściga Ashley.To oczywiste.- Ale dlaczego tutaj? - zapytała w końcu Hope.Sally się wzdrygnęła.- Szuka informacji.- Myślałam, że Scott wymyślił tę swoją historię i sprzedał ją O'Co-nnellowi.No wiesz.Wyjechała do Włoch, żeby studiować sztukę re-nesansu.Zostanie tam długo i będzie poza jego zasięgiem.Sally pokręciła głową.- Nie wiemy -powiedziała chłodno.- Nie mamy pojęcia, coO'Connell wie ani co myśli, ani też czego się dowiedział.Lub co zrobił.Wiemy, że Murphy został zabity i Bezimienny został zabity.Czy przez tęsamą osobę? Nie wiemy.- Westchnęła, potem zacisnęła pięści i uderzyłasię jedną z nich w głowę, dając w ten sposób upust swojej wściekłości.Niczego nie wiemy na pewno.243Hope spojrzała na podłogę i wydało się jej, że spostrzegła następnekrople krwi przy drzwiach prowadzących do wnętrza domu.- Rozejrzyjmy się jeszcze - zaproponowała.- Zobaczymy, czy uda sięnam prześledzić jego kroki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]