[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozmyślałamo przeprowadzonej przed chwilą rozmowie.Aprobata lorda Bradforda dotycząca mojego ślubu z Reevem była zarówno dobrym, jak i złym znakiem,zdecydowałam.Dobrą stroną było to, że wydawało się, że lord Bradford zrobi wszystko, by małżeństwodoszło do skutku.To pozwoliłoby Reeve owi na przejęcie majątku, jeszcze zanim stanęlibyśmy przedołtarzem.Złą stroną tego układu było oczywiście to, że lord Bradford wścieknie się na wieść o tym, że został na-brany.Trudno, pomyślałam już chyba setny raz, od kiedy zgodziłam się na te fikcyjne zaręczyny, sam jest sobiewinien, nie trzeba było zachowywać się tak okropnie wobec biednego Reeve a przez te wszystkie lata.Czułabym się jednak lepiej, gdyby nie był dla mnie taki miły.* * *Następny poranek był słoneczny, ale już po południu zaczęło się chmurzyć.Lady Sophia była wściekła.Jejprzyjęcie w ogrodzie nie mogło zostać zepsute.- Przecież nie zaprosiliśmy jakiejś ogromnej liczby osób, kuzynko - powiedział rozsądnie lord Bradford.-W domu jest pełno miejsca, na wypadek gdybyśmy musieli przenieść przyjęcie pod dach.- Nie zgadzam się - zagrzmiała lady Sophia i stuknęła laską o podłogę.- Słyszysz mnie, Bernardzie?Zaplanowałam przyjęcie w ogrodzie i nie mam zamiaru się wycofywać.- Słyszę, kuzynko - odparł lord Bradford z rezygnacją.Wszyscy ją słyszeliśmy.Nie musiała podnosić głosu, był on sam w sobie tak ostry, że przeciąłby stal.- Jestem przekonana, że nie będzie padać - powiedziała pogodnie pani Norton.- Skąd ma pani pewność? - spytała lady Sophia, rzucając jej gniewne spojrzenie.- Mam takie przeczucie - odparła pani Norton tym samym radosnym tonem.Staliśmy wszyscy w ogrodzie, który wyglądał wyjątkowo uroczo.Służba wykładała jedzenie na długi,przykryty lnianym obrusem stół.Dwóch lokaj ów w liberii ustawiało misę z ponczem i oszronione butelkiszampana.- Przyjęcie wewnątrz domu z pewnością nie będzie tak przyjemne, jak w ogrodzie - zwróciłam się do ladySophii - ale przecież mama i ja i tak będziemy mogły poznać państwa sąsiadów.A chyba o to właśniechodzi?Zdaje się, że moja uwaga trafiła w sedno, ponieważ twarz starszej pani rozjaśniła się jak za sprawą czarów.- Zgadza się, paniusiu - zagdakała.Zauważyłam, że Reeve rzucił jej podejrzliwe spojrzenie.- Kogo, tak dokładnie zaprosiłaś, ciociu Sophio? - spytał.- Wydaje mi się, że wszystkich znasz, Reeve - odparła niewinnie.- W młodości dość często odwiedzałeśWakefield.Pamiętasz Geoffreya Henleya?Twarz Reeve a rozjaśniła się.- Oczywiście, że go pamiętam.Będzie tu? Myślałem, że jest w wojsku.- Został ranny w Hiszpanii i odesłano go do domu - wyjaśnił lord Bradford.- Pojawi się tu dzisiaj.A takżejego siostra ze swoim narzeczonym.- Mój Boże, Charlotte nie jest chyba wiele starsza od Sally - powiedział Reeve.- Naprawdę wychodzi jużza mąż?- Będę wprowadzona do towarzystwa już w przyszłym sezonie, Reeve - oznajmiła Sally urażonym tonem.-Za rok o tej samej porze też już mogę być zaręczona.Reeve spojrzał na swoją kuzynkę i zdał sobie sprawę, że zranił jej uczucia.Potrząsnął smutno głową.- Sprawiasz, że czuję się stary, Sal.Sally rozchmurzyła się i zachichotała.Niebo zrobiło się jeszcze ciemniejsze niż przed chwilą.- Ojej - powiedziała mama, spoglądając na kłębiące się chmury.- Mam nadzieję, że wszyscy się zjawią,nim zacznie padać.- Nie będzie padać - syknęła lady Sophia.Pół godziny pózniej, tuż przed przyjazdem gości, niebo zaczęło się przejaśniać.Szliśmy z Reevem przezogród i rozmawialiśmy leniwie o tym i o tamtym, kiedy nagle przez powłokę chmur przedarł się pierwszypromień słońca.Ogród rezydencji Wakefield zajmował prawie dwa hektary.Jego centrum stanowiła ozdobna fontanna,otoczona cisowym żywopłotem i różnokolorowymi klombami.Na nich, na fioletowo, biało, niebiesko iróżowo kwitł groszek pachnący, klematis, floks, róże i hortensje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]