[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było dziesięć po dziesiątej, kiedy dotarła do Portu Dooleya.Philip Kuntz jużczekał.Stał obok nieczynnego stoiska z hot dogami, ściskając w ręku plastikowykubek z kawą.Widok jego łysej, opalonej głowy i bladych oczu na nowo przy-wołał wspomnienia.Grace głęboko zaczerpnęła powietrza.- Dziękuję panu, panie Kuntz, że zechciał się pan ze mną spotkać.Potrząsnąłjej dłonią.- Nie ma za co.Grace rozejrzała się wokół.- Czy znajdzie się tu jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy usiąść i przez chwilęporozmawiać?Wzruszył ramionami.- Po drugiej stronie portu stoi ławka.Nie jest tam za pięknie i obawiam się,że niezbyt ładnie pachnie, ale jeśli to pani nie przeszkadza.- Absolutnie mi nie przeszkadza.Wyjaśniła mu, po co przyjechała.Nie miała pojęcia, o czym Kuntz wie i ja-kimi informacjami podzielił się z nim Sam, zanim zmusił Phila do wyprowadze-nia Delii" w morze, ani o czym, o ile w ogóle, powiadomiła go policja.Okazało się, że mężczyzna nie zna okoliczności dramatu, który się tutaj nie-dawno rozegrał.- Nie jestem upoważniona do wypowiadania się o pewnych sprawach- odezwała się Grace.- Na przykład o doktorze Haymanie.- Z tego co wiem, jeszcze go nie znalezli - odrzekł Kuntz.RLT- Jeszcze nie.- Grace umilkła.- Jak już wspomniałam, przede wszystkim japonoszę winę za to, co się stało tamtego popołudnia, nie Sam.A tymczasem toon został zawieszony w wykonywaniu obowiązków.I może nawet stracić pracę.- Odczekała kolejną chwilę.- Jest bardzo dobrym detektywem, panie Kuntz.- Wyświadcz mi przysługę i zwracaj się do mnie po imieniu.Myślę, że na-wiązaliśmy wystarczająco bliskie stosunki tamtego dnia na Delii", nie sądzisz?Grace się uśmiechnęła.- Z całą pewnością.Dwaj mężczyzni przyjechali samochodem na nabrzeże, wysiedli z pojazdu,skinęli Kuntzowi głowami na powitanie i skierowali się do małej łodzi kabinowejzacumowanej po drugiej stronie portu.- A więc uważasz, że to twoja wina - zwrócił się do Grace.- W głównej mierze tak - przyznała.- Po pierwsze dlatego, że byłam na tyległupia, aby wejść na pokład Zięby".A po wtóre z tego powodu, że wpadłam wpanikę i straciłam głowę.Byłeś przy tym, Phil, i wiesz, że Sam nie miał wątpli-wości co do grożącego mi niebezpieczeństwa, kiedy zobaczył, co się dzieje.- To, co mówisz, mniej więcej pokrywa się z prawdą - zgodził się Kuntz.- Powiedziałeś mi tamtego popołudnia, że uznałeś Sama za szaleńca.Wtedy,kiedy próbował ratować Haymana.Mężczyzna skinął głową.- Pomyślałem, że jest kompletnym idiotą, kiedy nie chciał zaprzestać poszu-kiwań.Grace odczekała sekundę.- Powiedziałeś także, że uważasz go za bohatera.Kuntz ponownie przytak-nął.- Nie jestem pewien, czy użyłem dokładnie tego słowa, ale z pewnością wy-kazał się nie lada odwagą.- Jego blade oczy stały się całkiem wąskie.- Czy do-brze cię rozumiem? Chcesz, żebym powiedział szefowi detektywa Becketa, żetwój chłopak jest bohaterem?- Mnie nie będą słuchać - wyjaśniła cicho Grace.- Jestem dla nich tylko głu-pią kobietą, która narobiła sobie kłopotów.Ty jesteś jednym z dwóch cywilów,których, zdaniem policji, Sam naraził na niebezpieczeństwo.Ciebie będą musieliwysłuchać, Phil.RLT- Nie orientowałem się co do wielkości grożącego mi wtedy niebezpie-czeństwa.- Wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Przypuszczam, że mogłem utonąć,ale to nic w porównaniu z tym, co zrobiłby ze mną Becket, gdybym się nie zgo-dził przyjść ci z pomocą.- Chyba nie winisz go za to, że chciał mnie ratować, prawda? Oczy mężczy-zny rozbłysły ciepłym blaskiem, kiedy na nią spojrzał.- Chciałbym umieć tak samo się zachować, gdyby to moja dziewczyna znala-zła się w opałach.Grace zdała sobie sprawę z tego, że wstrzymuje oddech.- Czy przynajmniej pomyślisz o tym, aby się za nim wstawić, Phil?- Pomyślę - obiecał.RLTROZDZIAA 64Zroda, 17 czerwca 1996Zledztwo zostało wszczęte od nowa, a Sam, choć w dalszym ciągu odsuniętyod sprawy i straszliwie wściekły z tego powodu, był informowany o wszystkimprzez Ala Martineza.Pobrano odciski palców Haymana z jego domu i odesłanoje do porównania z milionem innych zgromadzonych w centralnej bazie daktylo-skopii.Z ekspertyz tej instytucji korzystano w całych Stanach.Dotychczas kom-puter nie odnalazł żadnej osoby, do której pasowałyby przysłane linie papilarne.Oznaczało to jedynie, że Hayman nigdy nie był aresztowany, nie służył w siłachzbrojnych ani nie pracował nigdzie tam, gdzie przy zatrudnianiu wymagane jestpobranie odcisków palców.Porównanie jego linii papilarnych z liniami Brodericka okazało się niemożli-we, ponieważ, pomimo kłopotów zawodowych, John Broderick również nigdynie został aresztowany, a z poboru do Wietnamu został zwolniony.Ludzie z biura szeryfa w Monroe prowadzili na miejscu swoje własne śledz-two w sprawie zamieszkałego na Key Largo rzekomego psychiatry.Próbowanonawet ustalić, czy Hayman ma żelazne alibi na czas popełnienia wszystkich za-bójstw z użyciem skalpela.Przyjaciele i koledzy - w tym również Betty i MilesFlanaganowie, oraz Weintraubowie - znajomi, którzy mieli wypłynąć razem znim i z Grace w niedzielę - zostali przesłuchani.Zwrócono się do nich z pyta-niem, czy mogą zaświadczyć o miejscu przebywania lekarza w czasie popełnie-nia kolejnych zbrodni.%7ładna z wymienionych osób nie potrafiła dać Haymanowipewnego alibi, a w trakcie rozmowy wyszło na jaw, że znajomi niewiele o nimwiedzieli.Miles Flanagan przyznał, że teraz, kiedy się nad tym zastanowił, widzi,że najbardziej cenił Petera za to, że nigdy nie zanudzał nikogo opowieściami osobie.Co się zaś tyczy jego pochodzenia, Hayman przedstawił swoim przyjacio-łom na Key Largo tę samą wersję, co wydawcy: mówił, że przyjechał z Seattle,gdzie studiował na uniwersytecie stanowym.FBI weryfikowało obecnie te in-formacje, które nieoficjalnie, zaraz po wypadku, zostały już sprawdzone przezMartineza.Człowiek o tym nazwisku nigdy nie był studentem żadnej uczelni wSeattle.Szczególnie intensywne działania, prowadzone w ramach rozpoczętego nanowo śledztwa, skupiły się jednak na najbardziej intrygującym znalezisku: naRLTdwóch zdjęciach, które detektywi z wydziału policji w Monroe odkryli w domuHaymana tuż przed zakończeniem rewizji.Obie fotografie były przyklejone taśmą samoprzylepną pod spodem do jegołóżka.Na jednej został uwieczniony chłopiec o łagodnym uśmiechu.Jego wiek oce-niano na pięć lat, ubrany był w spodnie ogrodniczki oraz podkoszulek w biało-czerwone pasy.Miał ciemne włosy i oczy, i wszyscy uznali, że jest, jak na swójwiek, zbyt chudy.Drugie zdjęcie przedstawiało świeży grób o rozmiarach mniejszych od prze-ciętnego.Nie było na nim jeszcze kamiennej płyty, tylko mała tabliczka identyfi-kacyjna.Kąt, pod jakim została wykonana fotografia, uniemożliwiał, nawet przywielokrotnym powiększeniu, odczytanie nazwiska.Najbliższa mogiła z kamien-ną płytą i czytelnym napisem należała do niejakiej Agnes Brown, a na trzech ko-lejnych pomnikach w sąsiednim rzędzie widniało nazwisko Tully".%7ładne z epi-tafiów nie zawierało wskazówki co do lokalizacji grobu, z tym jedynie wyjąt-kiem, że były napisane po angielsku.Widoczny skrawek nieba przesłaniałychmury, a trawa wyglądała bujnie i soczyście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]