[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby mu dano do wyboru padyszachem zostać i rządzić połową świata alboją wziąść w ramiona, czuć sercem ciepło jej krwi, twarzą jej oddech, wargami jejwargi - to by ją wolał ni\ Carogród, Bosfor i miano kalifa.Pragnął jej, bo jąkochał; pragnął jej, bo ją nienawidził; im bardziej była cudzą, tym pragnął jejwięcej; im czystszą, wierniejszą, bardziej niepokalaną, tym pragnął jej więcej.Nieraz gdy w namiocie wspominał, \e raz ju\ w \yciu całował w parowie, po bitwiez Azbą-bejem, jej oczy, \e pod Raszkowem ju\ czuł pierś jej na swojej, toporywało go szaleństwo \ądz.Nie wiedział nic, co się z nią stało, czy wróciłado Chreptiowa, czy zginęła w drodze.Czasem doznawał ulgi na myśl, \e zmarła;czasem chwytał go \al niezgłębiony.Były chwile, \e myślał, i\ lepiej było nieporywać jej, nie palić Raszkowa, lepiej było nie przychodzić tu, zostać Lipkiemw Chreptiowie - byle na nią choć patrzeć.Natomiast nieszczęsna Zosia Boska byłau niego w namiocie.śycie jej płynęło w niewolniczych posługach, w hańbie iciągłym przera\eniu, bo w sercu Azji nie było dla niej kropli litości.Po prostuznęcał się nad nią za to tylko, \e nie była Basią.Miała ona wszak\e słodycz iurok polnego kwiatu, miała młodość i piękność, więc on nasycał się jejpięknością, lecz z lada powodu kopał ją nogami lub smagał puhą białe jej ciało.śyć w gorszym piekle nie mogła, bo \yła bez nadziei.śycie jej właśnie zakwitłow Raszkowie, jak wiosna, kwieciem miłości dla młodego Nowowiejskiego.Kochała goz całej duszy, kochała ze wszystkich sił tę rycerską, szlachetną i poczciwązarazem naturę, a oto była igraszką i niewolnicą tego potwornego ślepca; dr\ącajak bity pies, musiała się czołgać u jego stóp i patrzyć mu w twarz, i patrzyćna ręce, czy nie chwytają za batog z surowca - i tamować dech - i tamować łzy.Wiedziała o tym dobrze, \e nie ma i nie mo\e być nad nią miłosierdzia, bo choćbyjaki cud wyrwał ją z tych strasznych rąk, ju\ ona nie była dawną Zosią, białąjak pierwsze śniegi, zdolną zapłacić czystym sercem za kochanie.Wszystko tominęło bezpowrotnie.A \e w tym ogromnym pohańbieniu, w którym \yła teraz, niebyło jej najmniejszej winy, \e, przeciwnie, była przedtem zawsze dziewczyną bezzmazy jak baranek, dobrą jak gołąb, ufną jak dziecko, prostą, kochającą - więcnie rozumiała, dlaczego dzieje się jej taka straszna krzywda, która ju\ nie mo\ebyć nagrodzoną, dlaczego cię\y nad nią taki nieubłagany gniew bo\y - i tarozterka duszna zwiększała jej ból, jej rozpacz.Tak jej poczęły płynąć dni, tygodnie i miesiące.Azja w zimie jeszcze przybył nakuczunkauryjskie błonie, a pochód do granic Rzeczypospolitej rozpoczął siędopiero w czerwcu.Cały ten czas upłynął Zosi w hańbie, w męce i pracy.Poniewa\Azja mimo jej piękności i słodyczy, mimo i\ trzymał ją w namiocie, nie tylko niekochał jej, ale raczej nienawidził za to, \e nie była Basią, i uwa\ał za prostąniewolnicę, zatem musiała i pracować jak niewolnica Ona poiła jego konie iwielbłądy w rzece; ona nosiła wodę na ablucje, drwa na ogień; ona rozściełałaskóry na noc; ona warzyła strawę.W innych oddziałach wojsk tureckich niewiastynie wychodziły z namiotów ze strachu przed janczarami lub ze zwyczaju, alelipkowski obóz stał opodal, obyczaj zaś ukrywania niewiast nie był międzyLipkami rozpowszechniony, bo mieszkając niegdyś w Rzeczypospolitej, do czegoinnego przywykli.Niewolnice prostych \ołnierzy, o ile który z nich brankęposiadał, nie zakrywały nawet twarzy jaszmakami.Niewiastom nie wolno byłowprawdzie wydalać się z granic lipkowskiego majdanu, gdy\ poza tymi granicamiporwano by je niezawodnie, ale w samym majdanie mogły wszędy chodzić bezpieczniei zajmować się obozową gospodarką.Mimo cię\kiej pracy było to dla Zosi nawet pewną pociechą wyjść po drwa lub kurzece, do "poiska" z końmi, z wielbłądami, bo w namiocie bała się płakać, aprzez drogę mogła dać folgę łzom bezkarnie.Raz, idąc z naręczem drzew, spotkałamatkę, którą był Azja Halimowi darował.Padły sobie w objęcia i siłą je trzebabyło rozrywać, a choć Azja wysmagał potem Zosię nie szczędząc uderzeń puhy nawetpo głowie, jednak było to słodkie spotkanie.Drugi raz, piorąc chusty i onuceAzjowe u brodu, ujrzała Zosia z daleka Ewkę idącą z wiadrami wody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]