[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bosch i Rider wstali.- Trochę się zmieniło - poinformowała ich Muriel.-Kiedyś nie było tam \adnych budynków.Z naszego domumo\na było iść prosto na górę.Zrobili w zboczu tarasy ipostawili domy.Za miliony dolarów.W miejscu, gdzieznaleziono moje dziecko, zbudowali wielką rezydencję.Niecierpię jej.Nie sposób było tego skomentować.Bosch tylko skinąłgłową i ruszył za Muriel przez krótki korytarz do kuchni.Nazewnątrz prowadziły oszklone drzwi.Muriel otworzyła je iwyszli.Ogród za domem zajmował strome wzniesienieprowadzące do gaju eukaliptusowego.Między drzewamiBosch dostrzegł kryty dachówką dach du\ego domu.- Kiedyś nic tu nie było - powiedziała Muriel.- Samedrzewa.Teraz nastawiali domów.Mają nawet bramę.Niepozwalają mi przechodzić tędy tak jak kiedyś.Mo\e myślą,\e jestem jakąś \ebraczką, bo czasem szłam na górę iurządzałam sobie piknik w miejscu, gdzie znaleziono Becky.Bosch kiwał głową, myśląc przez chwilę o matceurządzającej sobie piknik w miejscu, gdzie zamordowano jejcórkę.Dał jednak spokój tym rozwa\aniom, skupiając się naoglądaniu terenu za domem.Według raportu z autopsji BeckyVerloren wa\yła dziewięćdziesiąt funtów.Mimo takniewielkiej masy, wniesienie jej na tak strome wzniesieniewymagało du\ego wysiłku.Bosch zastanawiał się, czymorderca działał sam.Pomyślał o liczbie mnogiej, któreju\yła Bailey Sabie.Spojrzał na Muriel Verloren stojącą w milczeniu ibezruchu, z zamkniętymi oczami.Przechyliła głowę,nadstawiając twarz na ciepłe promienie popołudniowegosłońca.Jak gdyby wyczuwając, \e na nią patrzą, Murielpowiedziała, nie otwierając oczu:- Uwielbiam to miejsce.Nigdy stąd nie wyjadę.- Mo\emy zobaczyć pokój córki? - zapytał Bosch.Muriel otworzyła oczy.- Tylko proszę wytrzeć buty przed wejściem.Zaprowadziłaich z powrotem przez kuchnię do korytarza.Drzwi obok schodów prowadzące do gara\u były otwarte.Bosch97zajrzał do środka i zobaczył poobijanego minivana, wokółktórego piętrzyły się pudła i przedmioty prawdopodobniezebrane przez Muriel podczas wypraw po towar.Zwróciłuwagę na niewielką odległość między schodami a drzwiamido gara\u.Nie był pewien, czy to mo\e mieć jakieśznaczenie.Przypomniał sobie jednak, \e w raporcie zpostępów dochodzenia znalazła się hipoteza, i\ sprawca ukryłsię w domu i czekał, a\ rodzina poło\y się spać.Kryjówkąmógł być gara\.Wejście na górę było utrudnione, poniewa\ na schodachwzdłu\ całej ściany stały pudła z rzeczami kupionymi nawyprzeda\ach.Rider poszła pierwsza.Muriel przepuściłaBoscha przodem, a kiedy ją mijał, szepnęła:- Ma pan dzieci?Przytaknął, wiedząc, \e odpowiedz będzie dla niej bolesna.- Córkę.Odpowiedziała skinieniem głowy.- Niech pan jej nigdy nie spuszcza z oczu.Bosch nie próbował wyjaśniać, \e córka mieszka ze swojąmatką daleko poza zasięgiem jego wzroku.Kiwnął tylkogłową i wszedł na schody.Na piętrze znajdował się korytarzyk i dwie sypialnieprzedzielone łazienką.Pokój Becky był w głębi, a jego oknawychodziły na wzgórze.Muriel otworzyła zamknięte drzwi.Gdy weszli do środka,odnieśli wra\enie, jak gdyby znalezli się w pętli czasu.Pokójwyglądał tak samo jak na zdjęciach sprzed siedemnastu lat,które Bosch oglądał w księdze morderstwa.Resztę domuzapchały rupiecie i gruz po zrujnowanym \yciu, lecz wpokoju, gdzie Becky Verloren spała, rozmawiała przeztelefon i pisała w swoim sekretnym pamiętniku, nic się niezmieniło.Sypialnia pozostała nietknięta.Bosch zrobił kilka kroków w głąb pokoju i rozejrzał się wmilczeniu.Nawet kotu nie wolno tu było zaglądać.Wpowietrzu unosił się czysty i świe\y zapach.- Wszystko wygląda dokładnie tak samo jak tego dnia,kiedy odeszła - rzekła Muriel.- Posłałam tylko łó\ko.Bosch spojrzał na narzutę w koty.Spływała wokółbrzegów łó\ka do samej falbanki, która równą linią opadałana podłogę.- Pani i mą\ spaliście po drugiej stronie domu, tak? -upewnił się Bosch.- Tak.Rebecca była w takim wieku, \e potrzebowałatrochę prywatności.Na dole są dwie sypialnie, po drugiejstronie domu.98Tam był jej pierwszy pokój.Ale kiedy skończyła czternaścielat, przeniosła się na piętro.Bosch skinął głową i rezygnując z następnego pytania,znów się rozejrzał.- Pani Verloren, jak często tu pani przychodzi? - spytałaRider.- Codziennie.Czasem kiedy nie mogę spać - czyli dośćczęsto - przychodzę do pokoju i tu się kładę.Ale nie ścielęsobie łó\ka.Chcę, \eby nale\ało tylko do niej.Bosch uświadomił sobie, \e znów kiwa głową, jak gdybydawał znać Muriel, \e zrozumiał znaczenie jej słów.Podszedłdo toaletki.Za ramę lustra wetknięto fotografie.Na jednej znich Bosch rozpoznał młodą Bailey Sabie.Inne zdjęcieprzedstawiało samą Becky przed wie\ą Eiffla.Dziewczynamiała na głowie czarny beret.Nie towarzyszył jej nikt z kółkaplastycznego.Na innej fotografii Becky była z jakimś chłopcem.Zdjęciezrobiono przypuszczalnie podczas wycieczki do Disneylandu,a mo\e na molo w Santa Monica.- Kto to jest? - zapytał Bosch.Muriel podeszła do niego, \eby popatrzeć.- Tu? Danny Kotchof.Jej pierwszy chłopak.Chłopiec, który wyprowadził się na Hawaje.- Gdy wyjechał, była zrozpaczona - dodała Muriel.- Kiedy dokładnie to się stało?- Latem poprzedniego roku, w czerwcu.Kiedy skończyłapierwszą klasę, a on drugą.Był rok starszy.- Wie pani, dlaczego jego rodzina się wyprowadziła?- Ojciec Danny'ego pracował w firmie wypo\yczającejsamochody i został przeniesiony do nowej placówki na Maui.To był awans.Bosch zerknął na Rider, sprawdzając, czy uwa\a tęinformację za istotną.Rider lekko pokręciła głową.Uznała,\e to nie ma znaczenia dla sprawy.Mimo to Bosch niezamierzał rezygnować z tego tropu.- Czy Danny chodził do szkoły Hillside? - spytał.- Tak, tam się poznali - odrzekła Muriel.Wśród przedmiotów na toaletce Bosch dostrzegł taniąpamiątkę z Pary\a - szklaną kulę ze sztucznym śniegiem iminiaturką wie\y Eiffla.Woda częściowo ju\ wyparowała iiglica wie\y tkwiła w bańce powietrza u góry kuli.- Danny te\ nale\ał do kółka plastycznego? - zapytał.Czy razem pojechali do Pary\a?99- Nie, jego rodzina wyprowadziła się stąd wcześniej -powiedziała Muriel.- W czerwcu, a wycieczka do Francjiodbyła się w ostatnim tygodniu sierpnia.- Czy potem widywała się albo kontaktowała z Dannym?- pytał dalej Bosch.- Och, tak, pisali do siebie listy i dzwonili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]