[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyłożył się do swojej pracy.Była to długa, przygnębiająca lista, obejmująca narkotyki, przemoci zakłócanie porządku – z powodu wszystkich tych przestępstwi wykroczeń Morten Ålekjaer od dość młodego wieku trafiał dowięzienia.Lista ciągnęła się aż do ostatniego wyroku pozbawieniawolności na kilka miesięcy z roku 2004.– Mniej więcej tak, jak myślałem – stwierdziłem.– Właściwie jakwiarygodny jest taki człowiek?– W zasadzie to mało lub wcale.Problem w tym, że mamyrozmowę telefoniczną i pozostałe drobiazgi, które pomagają potwierdzićjego wiarygodność, i.Przerwałem mu.– Wiem, ale jak mówisz, to tylko dowody pomocnicze.Wszystkoopiera się na samym Mortenie.To on oskarżył mnie o to, że byłemzleceniodawcą.Jego zeznanie jest tutaj kluczowe.– Tak, Mikaelu, zgadzam się.Jednak dokąd nas to prowadzi? Coz tym zrobimy?– Możemy zrobić tylko dwie rzeczy.Albo zmiażdżymy jegowiarygodność, albo znajdziemy prawdziwego zleceniodawcę.– Sęk w tym, kurczę, że facet nie żyje – powiedział Rune.– Jakzniszczyć wiarygodność nieboszczyka?Pytanie pozostało bez odpowiedzi.Szliśmy dalej w milczeniu.Pokilku minutach zawróciliśmy i udaliśmy się z powrotem tą samą drogą.Poczułem mrowienie w korze mózgowej.Był to jedynie krótki moment;jakiś nieistotny fakt nie do końca się zgadzał.Skręciliśmy w prawoi ruszyliśmy w dół wzgórza do miasta.– Nie byłem tutaj od lat – zauważył Rune.– Ładnie tu.Za każdymrazem, gdy jestem na spacerze, zachodzę w głowę, dlaczego tyle czasuminęło od poprzedniego.To było to!– Dlaczego tyle czasu minęło od ostatniego wyroku Ålekjaera?– Co?– Powiedziałeś, że ostatni wyrok zapadł w dwa tysiące czwartym,prawda?– Tak.Sześć miesięcy za stosowanie przemocy.Chyba chodziłoo egzekucję długu.– Mhm.Dawno temu.– Nie aż tak bardzo.– Dla Mortena Ålekjaera sześć lat to dużo.Nigdy wcześniej nieminęło tyle czasu między jego wyrokami.Ciekawe dlaczego.Uspokoiłsię, zmądrzał albo stał się ostrożniejszy?– Ma to jakieś znaczenie?– Może nie.Ale tylko to.zgrzyta.Król Słońce długo patrzył na mnie bez słowa.Zadzwoniłem doniego, a kilka godzin później spotkaliśmy się w tym samym pubie, cozwykle, gdzie kupiłem nam po tym samym, co zwykle, piwie.– Morten Ålekjaer, co? – wymamrotał wreszcie.Skinąłem głową.– Zgadza się.– Wiem, kim jest.To znaczy, kim był.– Później nastąpiła kolejnadługa przerwa.– No i?– Jeżeli pomyślisz o wcześniejszych sytuacjach, kiedy cipomagałem, Mikael, zauważysz, że mieliśmy w tym jak gdyby wspólnyinteres.Ty byłeś na tropie albo przynajmniej myślałeś, że jesteś na tropie czynu karalnego, więc korzystałeś ze mnie, aby obalić lub potwierdzićswoje podejrzenia.Jak na przykład w przypadku tego policjanta, którego podejrzewałeś.– Franka Landego? Był niewinny.– Tak, ale nie o to chodzi.– Spojrzał na mnie nieco zasmucony.–Chodzi o to, że teraz to co innego.Nie jesteś już adwokatem, tylkooskarżonym.Ja jestem policjantem, Mikael.Nie mogę pomagaćprzestępcom.To nie tak ma działać.Zerknąłem w swoją szklankę z piwem.Patrzyłem na migotliwy,złoty płyn, na chwilę uniosłem szklankę do światła, po czym odstawiłemją, choć nie wypiłem ani kropli.– Jak długo się znamy, Karl Petter?– Cholera wie.Wiele lat.– Tak, wiele.Na pewno z piętnaście.I chociaż stoimy poprzeciwnych stronach barykady, chociaż nigdy nie wahałeś się wyrażaćswojej opinii o adwokatach, to z czasem.Próbuję jedynie powiedzieć,że traktuję cię jak przyjaciela.Zaczął się wiercić na krześle.Nie cierpiał takich sytuacji.– Jestem w potrzasku.Jeśli w najbliższych dniach czegoś niewymyślę, wszystko pójdzie się chrzanić.Zniknę bez śladu.Naprawdępotrzebuję pomocy.Ale jeśli sądzisz, że jestem winny, to.Teraz to on zerknął w szklankę.– Okej, Mikael, okej.Sprawdzę to.ROZDZIAŁ 54Gdy przyszedłem, Peter leżał w łóżku.Unn powiedziała, że przezostatnie dni nie miał siły wstawać i cierpiał, ale przyszedłem w dobrym momencie, bo właśnie dostał dawkę środka przeciwbólowego.Próbowała się do mnie uśmiechnąć, lecz zdołała jedynie wykrzywić ustaw smutnym grymasie.Od mojej ostatniej wizyty choroba wyżarła resztki jego ciała.Cienka, podobna do pergaminu skóra ciasno przylegała do kościpoliczkowych, a na rękach i dłoniach zauważyłem gęstą sieć niebieskichżył.– Jak się masz? – zapytałem, a on się roześmiał.– Co za pytanie, Mikael! Popatrz na mnie!Ja też ostrożnie się zaśmiałem.Nie chciał mówić o sobie.– Opowiedz o sprawie z Vestøy.Czytałem o niej w gazecie.Powiedz mi, co się stało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]