[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ZsunÄ™li siÄ™ w mgnieniu oka; Å›wist siekierek zawtórowaÅ‚ zÅ‚owrogo ich dzikim okrzykom i jÄ™kom dobijanych Szwedów.Sam król chciaÅ‚ rzeź powstrzymać; niektórzy rajtarowie, żywi jeszcze, rzucali siÄ™ na kolana i wznoszÄ…c bezbronne rÄ™ce bÅ‚agali o ratunek.Nic nie pomogÅ‚o, nic nie wstrzymaÅ‚o mÅ›ciwych siekier i w kwadrans później nie byÅ‚o już ani jednego żywego Szweda w parowie.Potem krwawi górale poczÄ™li siÄ™ sypać ku orszakowi królewskiemu.Nuncjusz ze zdumieniem patrzyÅ‚ na tych nie znanych sobie ludzi, rosÅ‚ych, silnych, pokrytych częściÄ… w skóry owcze, ubroczonych krwiÄ… i potrzÄ…sajÄ…cych dymiÄ…cymi jeszcze siekierkami.Lecz oni na widok biskupów poodkrywali gÅ‚owy.Wielu poklÄ™kaÅ‚o w Å›niegu.Biskup krakowski podniósÅ‚ zaÅ‚zawionÄ… twarz ku niebu.- Oto pomoc boska, oto Opatrzność, która czuwa nad majestatem.NastÄ™pnie zwróciÅ‚ siÄ™ do górali i rzekÅ‚:- Ludzie, coÅ›cie za jedni?- Tutejsi! - odpowiedziano z tÅ‚umu.- Czy wiecie, komuÅ›cie przyszli w pomoc.Oto król i pan wasz, któregoÅ›cie uratowali!Na te sÅ‚owa krzyk uczyniÅ‚ siÄ™ w tÅ‚umie: „Król ! król ! Jezusie, Mario, król !”- Wierni górale poczÄ™li siÄ™ cisnąć do pana i tÅ‚oczyć.Z pÅ‚aczem opadli go zewszÄ…d, z pÅ‚aczem caÅ‚owali jego nogi, strzemiona, nawet kopyta jego konia.ZapanowaÅ‚o takie uniesienie, taki krzyk i szlochanie, że aż biskupi z obawy o osobÄ™ królewskÄ… musieli zbytni zapaÅ‚ hamować.Król zaÅ› staÅ‚ wÅ›ród wiernego ludu, jak pasterz wÅ›ród owiec, i Å‚zy wielkie, jasne jak perÅ‚y, spÅ‚ywaÅ‚y mu po twarzy.Po czym oblicze jego rozjaÅ›niÅ‚o siÄ™, jakby jakaÅ› przemiana speÅ‚niÅ‚a siÄ™ nagle w jego duszy, jakby nowa wielka myÅ›l, z nieba rodem, zaÅ›wieciÅ‚a mu w gÅ‚owie, i skinÄ…Å‚ rÄ™kÄ…, że chce mówić, a gdy uciszyÅ‚o siÄ™, rzekÅ‚ podniesionym gÅ‚osem, tak iż sÅ‚yszaÅ‚ go tÅ‚um caÅ‚y:- Boże! któryÅ› mnie przez rÄ™ce prostego ludu wybawiÅ‚, przysiÄ™gam ci na mÄ™kÄ™ i Å›mierć Syna Twego, że i jemu ojcem odtÄ…d bÄ™dÄ™!- Amen! - powtórzyli biskupi.I czas jakiÅ› trwaÅ‚o uroczyste milczenie, potem zaÅ› nowa radość wybuchÅ‚a.PoczÄ™to wypytywać górali, skÄ…d siÄ™ wziÄ™li w wÄ…wozach i jakim sposobem tak w porÄ™ dla ratunku królowi siÄ™ znaleźli.OkazaÅ‚o siÄ™, że znaczne podjazdy szwedzkie krÄ™ciÅ‚y siÄ™ koÅ‚o Czorsztyna i nie dobywajÄ…c samego zamku, zdawaÅ‚y siÄ™ szukać kogoÅ› i czekać.Górale sÅ‚yszeli także o bitwie, którÄ… podjazdy te stoczyÅ‚y z jakimÅ› wojskiem, miÄ™dzy którym miaÅ‚ siÄ™ i sam król znajdować.Wówczas to postanowili wciÄ…gnąć Szwedów w zasadzkÄ™ i nasÅ‚awszy im faÅ‚szywych przewodników, umyÅ›lnie zwabili ich do tego parowu.- WidzieliÅ›my - mówili górale - jako onych czterech rycerzy uderzyÅ‚o na tych psiajuchów, chcieliÅ›my im iść w pomoc, ale baliÅ›my siÄ™ spÅ‚oszyć za wczeÅ›nie psu bratów.Tu król porwaÅ‚ siÄ™ za gÅ‚owÄ™.- Matko Jedynego Syna! - krzyknÄ…Å‚ - szukać mi Babinicza! Niechaj mu choć pogrzeb wyprawimy!.i tego to czÅ‚owieka za zdrajcÄ™ poczytano, który pierwszy krew za nas wylaÅ‚!- ZawiniÅ‚em, miÅ‚oÅ›ciwy panie! - ozwaÅ‚ siÄ™ Tyzenhauz.- Szukać go, szukać! - woÅ‚aÅ‚ król.- Nie odjadÄ™ stÄ…d, póki mu w twarz nie spojrzÄ™ i nie pożegnam.Skoczyli wiÄ™c żoÅ‚nierze wraz z góralami na miejsce pierwszej walki i wkrótce spod stosu trupów koÅ„skich i ludzkich wydobyli pana Andrzeja.Twarz jego byÅ‚a blada, caÅ‚a zabryzgana krwiÄ…, której grube sople zakrzepÅ‚y mu na wÄ…sach; oczy miaÅ‚ przymkniÄ™te; pancerz powyginany od razów mieczów i kopyt koÅ„skich.Ale ten pancerz wÅ‚aÅ›nie uchroniÅ‚ go od zmiażdżenia, i żoÅ‚nierzowi, który go podniósÅ‚, wydawaÅ‚o siÄ™, że usÅ‚yszaÅ‚ cichy jÄ™k.- Dla Boga! Å»yw! - zakrzyknÄ…Å‚.- Zdjąć mu pancerz! - woÅ‚ali inni.Wnet przeciÄ™to rzemienie.Kmicic odetchnÄ…Å‚ gÅ‚Ä™biej.- Dycha! dycha! Å»yw! - powtórzyÅ‚o kilka gÅ‚osów.On zaÅ› leżaÅ‚ czas jakiÅ› nieruchomie, po czym otworzyÅ‚ oczy.Wówczas jeden z żoÅ‚nierzy wlaÅ‚ mu do ust nieco gorzaÅ‚ki, inni zaÅ› podnieÅ›li go pod ramiona.W tej chwili nadjechaÅ‚ pÄ™dem sam król, do którego uszu doszedÅ‚ okrzyk powtarzany przez wszystkie usta.Å»oÅ‚nierze przywlekli przed niego pana Andrzeja, który ciężyÅ‚ im ku ziemi i leciaÅ‚ przez rÄ™ce.Jednakże na widok króla przytomność wróciÅ‚a mu na chwilÄ™, uÅ›miech prawie dziecinny przebÅ‚ysnÄ…Å‚ mu na twarzy, a blade jego wargi wyszeptaÅ‚y wyraźnie:- Mój pan, mój król żywie.wolny.I Å‚zy bÅ‚ysÅ‚y mu w źrenicach.- Babinicz! Babinicz! Czym ciÄ™ nagrodzÄ™?! - woÅ‚aÅ‚ król.- Jam nie Ba-bi-nicz, jam Kmi-cic! - szepnÄ…Å‚ rycerz.To rzekÅ‚szy zwisÅ‚ jak martwy na rÄ™kach żoÅ‚nierzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]