[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7ładen nie wiedział.Haz'kamowi odpowiedziały puste spojrzenia.W jego stronę galopował samotny jezdziec, coś wykrzykując.- Generale! Generale!Jezdziec chwiał się w siodle, a po jego skórzanej kurcie ściekała krew, sącząca się zwielu ran.Czerwone plamy widniały też na bokach konia i, ku swemu zdumieniu, Haz'kamoraz jego przyboczni ujrzeli sterczące z nich co najmniej trzy strzały.Wierzchowiec i jezdziec znalezli się u stóp pagórka.Dla konia był to już krańcowywysiłek.Osłabły od utraty krwi, opadał z wolna na kolana, a potem runął ciężko na bok.Poraniony jezdziec w ostatniej chwili wyślizgnął się z siodła, cudem unikając przygniecenia.Haz'kam zmarszczył czoło.Wpatrywał się w zalaną krwią twarz żołnierza; dopiero wnastępnej chwili rozpoznał Bin'zaka, jeszcze niedawno oficera odpowiedzialnego zarozpoznanie i działalność wywiadowczą całego korpusu.Uzyskawszy zgodę wodza,pułkownik zajął miejsce w pierwszej linii jednego z ałumów.Pech jednak nie opuściłnieszczęśnika, trafił bowiem akurat na ten oddział, który unicestwili strzelcy Willa.A terazodchodził.- Generale - wychrypiał.- Mają łuczników.Przemierzył sztywnym krokiem dystans dzielący go od wodza, następnie przystanąłtak, aby wszyscy obejrzeli sobie dokładnie ułamane drzewca strzał sterczące z dwóch jegoran.Koń, leżący za nim na ziemi, stęknął dojmująco i zakończył życie.- Mają łuczników.- powtórzył Bin'zak ledwo słyszalnym głosem, po czym padł natwarz.Haz'kam spojrzał ku liniom nieprzyjaciela.Ani śladu łuczników.Skandianie ustawilisię za ziemnym nasypem w trzy szeregi, przegradzając pas wybrzeża w najwęższym miejscu.Za tą linią ciągnęła się następna, krótsza, także za nasypem.Tamci wyposażeni byli w tarczeprostokątne, nie okrągłe, przeciwnie niż pozostali tubylcy.Auczników jednak generał nigdzienie potrafił dostrzec.Istniał tylko jeden pewny sposób, by dowiedzieć się, gdzie szukać najgrozniejszejformacji.Rozpoznanie bojem.Czas posłać do walki następnych dziesięć ałumów.- Atak - rozkazał Haz'kam, a trębacz odegrał komendę.Na równinie, pod wtórłomoczących kopyt, zabrzęczała końska uprzęż.Leżący na ziemi pułkownik przestał się już ruszać, więc Haz'kam wykonał rytualnytemudżeiński gest pożegnania, przykładając prawą dłoń do ust oraz do serca.Jego podwładniuczynili to samo.Bin'zak odkupił swoje winy - pomyślał shan.A w ostatniej godzinie życiadostarczył wodzowi informacji o kluczowym znaczeniu.* * *Will spoglądał na nadciągających jezdzców.Stojący obok Horace poruszył sięniespokojnie, jednak młody zwiadowca postanowił nie odsłaniać jeszcze własnych sił.- Zaczekaj - rzekł cicho.Należało bowiem wziąć pod uwagę, iż kolejne natarciepójdzie w kierunku ich pozycji.Musiał się liczyć, że Temudżeini spróbują ich wyeliminowaćz gry.Jednak atak, który właśnie trwał, prowadzony był tak, aby zdołał ogarnąć swymrozmachem całą skandyjską linię obrony.Mogło to oznaczać tylko jedno: Temudżeini niezdołali jeszcze ciągle określić, gdzie znajdują się jego łucznicy.Pierwsze pociski poszybowały ku Skandianom i znów trójszereg osłonił się tarczami.Jak poprzednio, również i teraz jeden z ałumów skręcił gwałtownie, zmierzając wprost naobrońców, którzy nie mogli ich widzieć.Lecz tym razem Will skupił się na obserwacjiwypadków zachodzących nieco dalej.Starał się bowiem wypatrzyć ten oddział konnych,który miał rozpocząć ostrzał, kiedy wraży jezdzcy zmuszą Skandian do opuszczenia tarcz.Odnalazł go bez trudu: jeden z ałumów przyhamował jakieś pięćdziesiąt metrów odskandyjskich umocnień.- Gotować się! - zawołał Will.A potem rzucił szybko ku Horace'mu: - Jeszcze nie,wciąż czekamy - bo usłyszał, że towarzysz już zaczerpnął tchu, by wykrzyczeć komendę.Will starał się, by jego ludzie pozostawali w ukryciu tak długo, jak to tylko możliwe.- Gotowi! - zawołała Evanlyn, gdy ostatnia ze strzał wparła się w cięciwę.- Znów lewo, pół lewej! - zawołał Will, a łucznicy na szczęście zrozumieli, co ma namyśli.Wszyscy odwrócili się w podanym przez niego kierunku.Wcześniej, w trakcieprzebiegu szkolenia, najpierw podawał pozycję, a potem kierunek.Od określenia kierunku coprawda teraz zaczął, ale najwidoczniej nie zmylił tym strzelających.- Pozycja trzecia! - zawołał i sto rąk uniosło się do najwyższej pozycji jednymzgranym, płynnym ruchem.- Tarcze odwieść - rzucił do Horace'a i usłyszał, jak jego towarzysz wykonuje rozkaz.- Naciągać! Jeden, dwa, trzy odliczył w myśli Will, by wszyscy łucznicy zdążyli przygotowaćsię do wypuszczenia strzał.- Strzelać! - zawołał i w następnej chwili zakomenderował: - Tarcze! Dawać tarcze!Gdy Horace powtórzył okrzyk dowodzącego, tarcze powróciły na miejsca, by osłonićłuczników przed pociskami nieprzyjaciela, ale przede wszystkim, aby ich ukryć przedwzrokiem przeciwników.Znów chwila oczekiwania, a potem cała chmara strzał spadła na temudżeiński ałum,który właśnie przygotowywał się, by wykorzystać lukę w ścianie tarcz, jaka powstała zasprawą ataku ich towarzyszy.I znów rozległ się pełen przerażenia krzyk bólu trafianych ludzi,zmieszany z rżeniem rannych koni.Ałum, zastygły w miejscu, stanowił doskonały cel dlazmasowanego ostrzału.Padło co najmniej dwudziestu Temudżeinów, łącznie z ich dowódcą.Sierżancipoganiali pozostałych, by się ruszali; aby prędzej, aby tylko wydostać się spod morderczegoostrzału.Haz'kam nie zdołał spostrzec salwy, która uderzyła w jego ludzi.Kątem oka dojrzałjednak ten wspólny ruch, ten zgrany ruch stu tarcz, które rozsunęły się na boki i zarazpowróciły na swe miejsca, jakby ktoś w jednej chwili otworzył i natychmiast zamknął wiele,bardzo wiele sąsiadujących ze sobą drzwi.Kilka sekund pózniej generał miał już okazjęoglądać, jak jezdzcy z ałumu padają na ziemię, a oddział idzie w rozsypkę.Zaraz potem tarcze powtórzyły cykliczny ruch i tym razem Haz'kam już widziałłuczników.Było ich co najmniej stu.Wszyscy strzelali jednocześnie - zasypując pociskamiwycofujący się oddział, który związał się ze Skandianami walką wręcz.Tarcze znów wróciłyna swoje miejsce, zasłaniając strzelców, jeszcze zanim ich strzały dosięgły kolejnychtemudżeińskich konnych.Następny zgrany ruch tarcz i tym razem generał śledził już lot strzał szybujących wpowietrzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]