[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak rozeszli się, aby rozsławić swoje imię.Opony dotknęły ziemi, odbiły się od niej, po czym znowu opadły i zaczęły się toczyć.Atropos przemknął obok cessny zaparkowanej w pobliżu grupki gapiów i skierowałsię w stronę drugiego samolotu, który stał na przeciwległym końcu lądowiska.Zauważyłżołnierzy i broń leżącą na ziemi.To dzieło jego braci, zapewnili mu bezpieczeństwo.Starał się nie myśleć o powodzie tego zwołanego na poczekaniu spotkania, ale czuł, jak ściska mu się gardło i kurczy żołądek.Dojechał do drugiej cessny, skręcił i zamknąłprzepustnicę.Pokołował w stronę braci.Zatrzymał samolot, wyłączył silniki i wysunął się z fotela pilota.Zatrzymał się nachwilę w kabinie, żeby przeczesać palcami włosy.Były gęste i musiał je podciąć.Zacząłgłęboko oddychać, zastanawiając się, gdzie jest czwarty brat - w jednym z samolotów, czy wjakimś innym, chłodniejszym miejscu, w kostnicy lub w chłodni.W piersi zapłonęła mu nienawiść.Przeniósł wzrok na telewizor, gdzie kanałyprzeskakiwały jeden po drugim.Po kilku sekundach przeniósł się tam myślami, wyłapującwszystkie dialogi, wszystkie niuanse gry aktorów.W porządku.Obrócił ciężką zasuwkę w drzwiach i otworzył je pchnięciem.Niecierpliwe ręcechwyciły je z zewnątrz, pomagając im się rozsunąć.Na ustach pojawił mu się uśmiech, alezobaczył twarze braci i radość zniknęła z jego twarzy, jakby została starta na proch.Prawie wypadł z samolotu, wprost w ramiona, które go witały, które go potrzebowały.Przyciągnął braci do siebie, ich głowy zetknęły się.Poczuł ich siłę, ale jeszczemocniej ich żal.Nie osiągnęli pełni.Byli razem - wszyscy, którzy pozostali - ale nie byli wpełni sobą.Zrozumiał, że ta pustka zostanie z nimi już na zawsze.*Stephen prowadził, a Julia siedziała z tyłu i stukała w klawiaturę laptopa.- Musimy być na lotnisku przynajmniej godzinę wcześniej, wiesz o tym? - odezwałsię.- Nie ma problemu.Pięć minut pózniej zatrzymał samochód.- Załatw to szybko.Stali przy krawężniku przed sklepem elektronicznym.Julia wyskoczyła i po paruminutach wróciła z torbą w ręce.- Sprzedawca powiedział, że przy tej ulicy, jakieś dziesięć minut stąd, jest kręgielnia.-Wręczyła mu opis drogi nabazgrany na odwrocie paragonu.- Transfer tego wszystkiegozajmie mi trochę czasu, więc nie musisz się śpieszyć.Stephen zerknął na plan i ruszył furgonetką.*- Panie Reynolds?Ktoś delikatnie potrząsał nim za ramię.Poczuł ciepło od kominka po prawej stronie twarzy, a potem ciężar segregatora na kolanach.Przysnął przy przeglądaniu raportów natemat bezpieczeństwa, składanych przez różne agencje, które podlegały AgencjiBezpieczeństwa Narodowego.Zamrugał powiekami i zobaczył przed sobą niewyrazną twarz.Okazało się, że z wiekiem coraz trudniej jest mu wybudzić się ze snu.Teraz była towalka przypominająca sytuację, kiedy chcesz wydostać się z głębiny i nie znajdujeszpowierzchni wody tam, gdzie sądziłeś, że powinna być.Podejrzewał, że łatwiejszymwyjściem byłoby po prostu poddać się i pozwolić sobie zapaść się w toń.Na razie nie znalazłodwagi, żeby to zrobić.Jeden z poruczników kapitana Landona uśmiechał się do niego protekcjonalnie, cozirytowało Reynoldsa.- Czego chcesz? - Wyprostował się na fotelu, zamknął segregator i podał go młodemu.- Połóż to na tamtym stole.- Telefon, sir.Julia Matheson.Kendrick zobaczył w dłoni tamtego telefon bezprzewodowy.Chwycił go, czującpewien opór, zanim mężczyzna go puścił.- Wyjdz.Kiedy porucznik wyszedł, Reynolds odezwał się do telefonu:- Panna Matheson? Miło, że pani dzwoni.- Atropos zabrał Allena Parkera.- Zabrał?- Odleciał z nim swoim odrzutowcem.Zabrał.- Nie słyszałem, żeby kiedykolwiek zrobił coś takiego.Jest zabójcą, zabija.Czegochce od pani przyjaciela?- Okupu? Dowodów?- A pani wciąż je ma?- Tak, i coś więcej.Wiemy, gdzie się udał.Mówił pan, że chce odnalezć Karla Litta?Kendrick pochylił się do przodu.Poczuł stare, znajome ukłucie w piersi, oczekiwaniena osiągnięcie dawno pożądanego celu.- Wie pani, gdzie on jest? - jego głos był prawie szeptem.- Chcemy odzyskać Allena.Czy pomoże nam pan w tym?- Tak, oczywiście.Gdzie?- Czy pomoże nam pan uratować Allena? Czy mam pańskie słowo?- Użyję wszystkich dostępnych mi środków, a sądzę, że pani wie, iż mam dużemożliwości.A teraz: gdzie? - Czy może pan namierzyć tę rozmowę?- To już zostało zrobione.Panno Matheson, proszę mi powiedzieć, gdzie jest Karl Litt,a odzyska pani przyjaciela jeszcze przed nocą.Cisza.- Panno Matheson? Halo?Podniósł się z fotela i chwycił leżącą obok laskę, potknął się i podtrzymał.Już dawnonie poruszał się tak szybko jak teraz, kiedy zmierzał do drzwi.- Landon! - zawołał.- Niech ktoś tu przyjdzie!Pchnął drzwi, zaskakując porucznika po drugiej stronie.Podał mu telefon niczymzmęczony i ranny biegacz przekazujący pałeczkę w sztafecie.- Namierz to.Pośpiesz się!*Julia zamknęła telefon i twardy dysk w szafce w szatni kręgielni i wyciągnęła klucz.Rozejrzała się wokół, ogarniając wzrokiem graczy, widzów kilka osób przy barze zprzekąskami.Nikt nie zwracał na nią uwagi.W powietrzu czuć było zapach piwa, potu iproszku przypominającego talk.Wyobraziła sobie ludzi, których przyśle Kendrick - jakzaczną wyważać drzwi do wszystkich szafek po kolei, zanim znajdą tę właściwą.Stalibywalcy będą mieć na jakiś czas temat do rozmów, a potem zapomną.Nie wiedziała, czy Kendrick będzie się jeszcze interesował nią i Stephenem, kiedy jużzdobędzie to, czego chce, ale nie zamierzała ryzykować.Chciała się znalezć w samolocie,zanim Kendrick zobaczy dane, które dostarczył Vero.Nic nie mogło ich powstrzymać przedsprowadzeniem Allena z powrotem.Miała tylko nadzieję, że Kendrick dotrzyma słowa.Po drodze do furgonetki wrzuciła kluczyk do śmieci.Lecieli boeingiem 767 nad Karaibami, kiedy Stephen oznajmił, że chciałby jeszcze razobejrzeć film Vero.Julia ustawiła laptop na stoliczku przed nim i wytłumaczyła mu, jakotworzyć plik.Jego wielkie palce zawisły nad klawiaturą niczym tłuste ptaki próbujące usiąśćna malutkich grzędach.Opuścił w dół palec wskazujący i wcisnął kilka przycisków naraz.- Aaa! - krzyknął i ostrożnie stuknął we właściwy klawisz.- Zwiat nie zostałstworzony dla dużych.- Nie mogę powiedzieć, żebym rozumiała, co czujesz.- Zerknęła na monitor, alezobaczyła tylko filtr prywatyzujący, który uruchomiła, zanim przyjechali na lotnisko.Tylko osoba siedząca dokładnie na wprost monitora widziała obraz na ekranie.- Stephen - zaczęła wolno, myśląc o tym, co chce powiedzieć.- Kilka razy Allenzaczynał coś mówić o tym, dlaczego rzuciłeś medycynę i zostałeś pastorem.Powstrzymałeś go.Czy możesz powiedzieć mi teraz? Jestem po prostu ciekawa.- Wyciągnęła dłoń i dotknęłajego ręki.Wpatrzył się w nią wzrokiem bez wyrazu.- Zabiłem człowieka - powiedział.- Zamordowałem go.Jej dłoń lekko drgnęła.Miała nadzieję, że tego nie zauważył.Przesunął wzrok na okno.- Wtedy, a było to kilka miesięcy przed ukończeniem medycyny, byłem dosyć pewnysiebie.Szanowana, zamożna rodzina.%7ładnych problemów z randkami.Miałem jużzałatwiony staż w bostońskim szpitalu Massachusetts General.Ale studia medyczne sąciężkie.W te rzadkie wieczory, kiedy nie miałem wieczornych zajęć, nie uczyłem się ani niepracowałem społecznie w miejscowej przychodni, imprezowałem w knajpach.Ostro.Tak robiła większość z nas.W ciągu jednej nocy próbowaliśmy oczyścić organizm zdwóch miesięcy dużego napięcia.Przerwał i poruszył się na fotelu.- Byliśmy w sportowym pubie  U Malone'a" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire