[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drepcę więc posłusznie do łazienki, by umyć ręce, tłumiąc w sobie ostatnie iskierki buntu.Doskonale wiem przecież i to także, że pora posiłku jest w tym domu rzeczą świętą, a obiad to cała, ciągnąca się w nieskończoność, ceremonia.Obiady w domu ciotki Zofii były bowiem zawsze trzydaniowe, a pospieszne jedzenie uchodziło za absolutnie niedopuszczalny brak kultury.Najpierw wjeżdżała na stół zupa w wazie, potem Róża donosiła drugie danie, a na końcu pojawiał się deser, najczęściej w postaci jakiegoś ciasta, do którego podawana była w szklankach ze srebrnymi uchwytami świeżo zaparzona herbata.Wujek otrzymywał herbatę w specjalnej, największej szklance, której nikt oprócz niego nie miał prawa używać.Obraz tej szklanki mam przed oczami do dziś.Była smukła, na górze nieco łukowato wygięta, ozdobiona rżniętymi cieniutką kreską w szkle kwiatuszkami.Wujek pijał wyjątkowo mocny napar, więc herbata w tej szklance miała przepiękny, głęboko rubinowy kolor.Ja oczywiście również dostawałam herbatę, ale moja była znacznie słabsza, raczej w odcieniu miodowo-pomarańczowym niż czerwonym.Czas deseru to był pierwszy moment, kiedy dziecko, czyli ja, mogło spytać, czy wolno mu już odejść od stołu.Zwykle z wielkim trudem udawało mi się do tej wyczekiwanej chwili dotrwać, więc ulga, jaka towarzyszyła jej nadejściu, powodowała, że często chętnie nawet poświęcałam deser, byle tylko już móc wreszcie normalnie się poruszać.Jeśli jednak dałam się skusić deserowi, to niewątpliwie czas na odejście od stołu następował, gdy wujek na zakończenie obiadu wyciągał z kredensu francuski koniak Martell, nalewał sobie niewielką ilość do pękatego kieliszka i sięgał po szklaną lufkę, w której starannie umieszczał papierosa.Wtedy należało podziękować i oddalić się bez ociągania.Wiem, że dzisiaj brzmi to wszystko śmiesznie, ale wtedy dla mnie w tej obiadowej ceremonii nie było nic śmiesznego, tym bardziej że towarzyszyły jej wiecznie kierowane do mnie napomnienia: – Nie trzymaj łokci na stole! łokcie przy sobie! jak ty siedzisz?! dlaczego znów się garbisz?! Starałam się pamiętać o tych nakazach, ponieważ jednak najwyraźniej wciąż byłam daleka od upragnionego wzorca, postanowiono zastosować metodę „na książki”.Polegała ona na tym, że przez cały czas trwania posiłku musiałam przytrzymywać włożone mi pod pachy dwie książki.Nie było to łatwe zadanie, ale łokcie rzeczywiście dzięki temu nie wędrowały już po stole.Książka, a właściwie tom encyklopedii, okazał się też niezwykle pomocny do uczenia mnie prawidłowej postawy przy chodzeniu, więc każdego dnia moim zadaniem był kilkuminutowy spacer po pokoju z encyklopedią na głowie, która oczywiście nie miała prawa spaść.Szczęśliwie tę ekwilibrystykę w krótkim czasie opanowałam do perfekcji.Niemniej czułam się tak, jak musi się czuć tresowana małpka, i trudno powiedzieć, by mnie to uszczęśliwiało.Z niekłamaną zazdrością spozierałam z balkonu na te wszystkie umorusane i obdarte dzieciaki, które ganiały po ulicy z kromkami chleba ze smalcem w garści.Często dałabym wszystko, żeby móc się z nimi choć na jeden dzień zamienić.W domu ciotki Zofii nawet byle herbatniczek musiał być podany na porcelanowym deserowym talerzyku i nie jakoś normalnie zjedzony, ale dystyngowanie skonsumowany nad tym talerzykiem, co odbierało mu natychmiast cały smak.Chyba nikt tak dobrze jak ja nie rozumiał królewicza z książki „Królewicz i żebrak”, który tak ochoczo zamienił się rolami z małym żebrakiem, by móc zakosztować normalnego, zwykłego życia.Dziś wiem, że wujostwo tak właśnie wyobrażali sobie wychowywanie panienki z dobrego domu, co zupełnie nie zmienia mojego zdania o absurdalności tych metod.Niestety, wujostwo mieli nie tylko wolną rękę w stosowaniu swoich metod wychowawczych podczas moich wakacyjnych odwiedzin, ale też udało im się mieć spory wpływ na moje wychowanie dzięki temu, że skutkiem różnych zawirowań w życiu mojej matki, jak również jej głębokiemu przekonaniu, że lepszych opiekunów dla mnie nie będzie w stanie znaleźć, na dobrych kilka lat powierzyła mnie ich opiece.Ponieważ w domu wujostwa to wujek Ziuczek jedynowładczo stanowił wszelkie prawa, a ciotka bez szemrania im się podporządkowywała, nie było właściwie żadnej instancji, do której mogłabym składać jakiekolwiek protesty czy petycje.W tych okolicznościach zostawała mi tylko Róża [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire