[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba rzeczywiście gdzieś pana widziałam - odezwała się kobieta przy barze.Chaney przesłał jej oszałamiający uśmiech, po czym znów zwrócił się do barmana:- Zbieram materiały do artykułu o wypadku tych pięciu naukowców, którzy spłonęli w pożarze, gdy wich samochód uderzyła cysterna.Barman wzruszył ramionami.- Nie rozmawiałem z nimi.Usługiwała im Cheryl.Chaney odwrócił się i wyciągnął dłoń do kobietystojącejprzy barze.- To ty jesteś Cheryl? Cześć.Możemy chwilę porozmawiać?Kobieta przysunęła się skwapliwie i ochoczo wyciągnęła ręke.Ukłoniła się Mariah i znów zwróciła doreportera rozpromienioną twarz.- Cheryl Miller - przedstawiła się.- Rozmawiałam już z policją.Dobrze zapamiętałam tych chłopców,bo to była zabawna grupa.Rzucali się w oczy.U nas tacy rzadko się pojawiają.- Wiedziałaś, że są z Los Alamos?- Jasne.Każdy z nich miał teczkę z nazwą laboratorium.O jedną z nich nawet się potknęłam O małonie wypuściłam z rąk pełnej tacy.- Czy byli wśród nich Rosjanie?- Mowa! - Cheryl uniosła zabawnie oczy do góry.-Prawdziwi eleganci.Nowiutkie levisy, kowbojskiekapelu-269sze.- Rozejrzała się szybko wokół siebie.- Macie ze sobą kamery? Czy ten program będzie wtelewizji?- Jeszcze nie wiemy.Przeprowadzamy na razie wstępne wywiady.Ale jak znajdziemy jakiśinteresujący materiał.Słuchaj, Cheryl, czy ewentualnie mogę liczyć na wywiad?- Pewnie! Też pytanie!- To wspaniale - odparł Chaney.- Jesteś super.Cheryl przysunęła się do niego jeszcze bliżej.- Tylko powiedz mi, kiedy będzie emisja.- Jasne.W każdym razie nie tak prędko.Powiedz mi na razie, Cheryl, czy z nimi rozmawiałaś?- Nie, tylko kilka słów.- Jakie wywarli na tobie wrażenie?- Byli w porządku.Zwłaszcza ten starszy gość, Amerykanin.Słodki facet, hojny w napiwkach.Ale ciRosjanie też.Trochę nie z tej bajki, ale mili.- Pokręciła ze smutkiem głową, westchnęła.- To straszne,co się im przytrafiło.Eddie Ortega mówi, że nie mieli najmniejszych szans.- Eddie Ortega? - zainteresował się Chaney.Cheryl wskazała za siebie w stronę stołu bilardowego w głębi sali.- Tamten strażak.Był na miejscu wypadku.Ej, Eddie! - zawołała.- Chodz do nas na chwilę!Mężczyzna o beczkowatym torsie i z długim kucykiem opadającym na plecy popatrzył w ich stronę,po czym przeniósł spojrzenia na swoich kumpli.Wzruszył ramionami, mruknął coś pod nosem ipowoli skierował się w stronę baru.Drewniane obcasy jego kowbojskich butów stukały głucho napokrytej dywanem podłodze.Mariah, widząc jego270ciemne oczy i wydatne, wysokie kości policzkowe, od razu się domyśliła, że jest rodowitymmieszkańcem tych ziem.- Czym mogę państwu służyć? - zapytał głębokim, dzwięcznym basem- Dzień dobry, panie Ortega, nazywam się Paul Chaney.Jestem reporterem wiadomości CBN.A toMariah Bolt, moja partnerka.Idziemy tropem wypadku sprzed kilku tygodni, w którym zginęło pięciunaukowców.Cheryl powiedziała, że był pan jednym ze strażaków, którzy gasili tam pożar.- Zgadza się.- Wyobrażam sobie, że był to straszliwy wypadek.- Straszliwy.- Ortega skinął głową.- Szosę zamknięto na całą dobę.Trzeba było kłaść nowąnawierzchnię.- Gdzie w Taos przechowywano ciała?- Jakie ciała?- No, naukowców i kierowcy cysterny.- Nie było żadnych ciał.%7ładnych?- Pewnie.Spłonęły w ogniu.- I nic nie zostało? - zdziwił się Chaney.- Nic? Ortega pokręcił w milczeniu głową.Chaney równieżmilczał dłuższą chwilę, w zamyśleniu pociągając piwo, wreszcie znów popatrzył uważnie na strażaka.- Panie Ortega, od jak dawna jest pan strażakiem?- W marcu będzie siedemnaście lat.- To tyle samo, co ja jestem reporterem.Byłem w kilku dziwnych miejscach.W Afryce, na BliskimWschodzie.Widziałem wojny, wypadki lotnicze, zamachy bombowe, a raz nawet wybuch wulkanu.Ipowiem panu szczerze, że nigdy nie spotkałem się z pożarem, w którym nie pozostał po lu-271dziach żaden ślad.- Strażak poruszył się niespokojnie i wbił wzrok w podłogę.- A pan, panie Ortega?Widział pan taki ogień, który spopieli człowieka do szczętu? W barze zapadła głucha cisza.- Różnie bywa - mruknął w końcu Ortega.- Zęby.Albo szpilki z wolframu.- Słucham? - zdziwiła się Mariah.- Szpilki z wolframu - powtórzył Ortega.- Mówiono, że ten starszy Amerykanin.Kingman, tak? -popatrzył pytająco na Cheryl -.mówiono, że miał chore kolana i te szpile wzmacniały mu kości.Takie protezy robi się właśnie z wolframu.Jest podobno niezniszczalny, nawet ogień go nie topi.- No a zęby? - podpowiedział Chaney.- Panie Ortega, w tamtych dwóch pojazdach było sześciu ludzi.Sześciu ludzi, czyli około stu osiemdziesięciu zębów.Czy widział pan tak gorący ogień, który strawinawet zęby? Nawet po wypadkach lotniczych znajduje się szczęki, kawałki kości, plomby.Alboortopedyczne szpilki z wolframu, jak sam pan mówi.Naprawdę nic nie było?- Próbowaliśmy szukać - zaprotestował Ortega.-Grzebaliśmy w pogorzelisku, dopóki nas nieodsunięto.- Kto was odsunął?- Federalni.Zresztą, nie jestem pewien.To wam powie koroner.jeśli w tym tygodniu jest trzezwy.Gdy na scenie pojawiają się federalni, należy się grzecznie wycofać i trzymać gębę na kłódkę.- Ale co się dokładnie stało?- Jak to co? Pojawili się federalni, oświadczyli, że to sprawa bezpieczeństwa narodowego i całeśledztwo przej-272mują oni.- Onega parsknął pogardliwie i potrząsnął głową: - Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby ktośtak postępował.- Co ma pan na myśli? - wtrąciła się Marian.- Co takiego robili?- Załadowali buldożerami to wszystko na ciężarówki - popioły, prochy, pogięte wraki samochodów - iodjechali.Wie pan, federalni uważają nas za jakichś tępych Indian lub dzikusów.Zgoda, nie żyjemymoże w Nowym Jorku, ale wiemy, do cholery, jak postępować przy tego rodzaju wypadkach.A jaostatecznie mam patent zawodowego strażaka.- Zostawmy tu samochód - zaproponowała Mariah
[ Pobierz całość w formacie PDF ]