[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Powinniprzyjechać jutro, o ile wiemy.___ A potem co? Wylądują tutaj uwięzieni razem z nami.Jeff pokręcił głową. Wyznaczymy kogoś, żeby stal na straży u stóp wzgórza.%7łeby ich ostrzegł. Ale tamci nam nie pozwolą.Zmuszą ich.Jeff znowu pokręcił głową. Wątpię zaoponował. Dopiero kiedy wyszłaś poza polanę, zmu-sili nas, żebyśmy się wspięli na wzgórze.Na początku próbowali nas odpę-dzić.Myślę, że Greków też spróbują powstrzymać od wspinaczki.Musimytylko jakoś się z nimi porozumieć, zawiadomić ich, co się stało, żeby spro-wadzili pomoc. Pablo powiedział Eric.Jeff przytaknął. Jeśli mu wytłumaczymy, on może ich ostrzec.Wszyscy odwrócilisię i popatrzyli na Pabla.Wyłonił się z niebieskiego namiotu i krążył poszczycie wzgórza.Chyba mówił do siebie, bardzo cicho, prawie mamrotał.Zgarbił się, ręce wsadził do kieszeni spodni.Nie wyczul, że go obserwują.Samoloty mogą tędy przelatywać dodał Jeff. Możemy dawać znakiczymś błyszczącym.Albo wyrwać trochę winorośli, wysuszyć i rozpalićognisko.Trzy ogniska trójkącie.to sygnał wołania o pomoc.Potem zamilkł, nie miał więcej pomysłów.Ani Stacy, ani inni niemieli w ogóle żadnych pomysłów, więc siedzieli bez słowa przez jakiśczas.W ciszy do Stacy stopniowo zaczął docierać dziwny, świergotliwydzwięk miarowy, natarczywy.ledwie dosłyszalny.Ptak, pomyślała,ale natychmiast zumiała, że się myli.Nikt inny chyba tego nie usłyszał.wejrzała się w poszukiwaniu zródła hałasu, kiedy nagle81Pablo zaczął wrzeszczeć.Podskakiwał obok szybu kopalni, wskazując wdół. Co on robi? zapytała Amy.Stacy patrzyła, jak przyciskał rękę do głowy, do ucha.jakby naślado-wał rozmowę przez telefon.Zerwała się i podbiegła do niego. Szybko ponagliła innych i przywołała gestem.Nagle zrozumiała, co to za uporczywe świergotanie: jakimś cudem nie-pojętym, niewytłumaczalnym na dnie dziury dzwonił telefon komórko-wy.my nie uwierzyła.Słyszała dzwięk dochodzący z otworu i razem zAinnymi musiała przyznać, że brzmiał jak telefon komórkowy, leczpomimo tego nie chciała uwierzyć.Przed wyjazdem Jeff poradził jej niezabierać własnego telefonu, używanie ich w Meksyku byłoby zbyt kosz-towne.Ale oczywiście to nie znaczyło, że nie istniały tutaj miejscowe sieci,więc całkiem możliwe, że słyszeli telefon podłączony do jednej z nich.Dla-czego nie? Przecież to możliwe przekonywała samą siebie Amy.Ale da-remnie.W głębi duszy poddała się już przeczuciu nieszczęścia i żałosne po-piskiwanie dochodzące z mroku nie wystarczyło, żeby zmieniła zdanie.Kiedy zajrzała do dziury, wyobraziła sobie, że słyszy nie dzwonek telefonu,tylko pisklaka otwierającego dziobek, błagającego, żeby go nakarmić ćwir-ćwir.ćwir-ćwir.ćwir-ćwir. który im nie pomoże, który sampotrzebuje pomocy.Pozostali jednak wpadli w entuzjazm, więc czemu Amy miała sięsprzeciwiać? Milczała, udawała nadzieję razem z innymi.Pablo rozwinął już kawałek liny z kołowrotu.Owinął się nią pod pa-chami i zawiązywał węzeł.Chyba chciał, żeby go opuścili do szybu. On nie odbierze telefonu oświadczył Jeff. Musimy wysłać ko-goś, kto zna hiszpański.82I sięgnął po linę, ale Pablo nie puścił.Zawiązywał sobie na piersi jeden wę-zeł za drugim: duże, niezdarne kłęby konopi.Nie wyglądało, żeby się na tym znał. Nieważne ustąpił Jeff. On wyniesie telefon i wtedy zadzwonimy.Zwiergotanie umilkło.Stali nad szybem, czekali, słuchali.Po długiejchwili znowu się odezwało.Wszyscy się uśmiechnęli i Pablo przysunął siędo krawędzi, gotów do zejścia.Wokół kołowrotu owinęła się kwitnąca wi-norośl, oplotła linę, oś, korbę, kozioł z małym kółkiem, Jeff zerwał więk-szość, ostrożnie, żeby nie poparzyć rąk sokiem.Mathias znikł w błękit-nym namiocie.Wyszedł, niosąc lampę naftową i pudełko zapałek.Postawiłlampę na ziemi obok otworu, potarł zapałkę i ostrożnie zapalił knot.Potempodał lampę Pablowi.Kołowrót był prymitywnym urządzeniem, byle jak skleconym, trzymają-cym się na słowo honoru.Stal obok szybu na małej stalowej platformie,jakby wkręconej w twardą jak skała ziemię.Oś miejscami zardzewiała i sta-nowczo wymagała nasmarowania.Korba nie miała hamulca, zatrzymaniejej w połowie obrotu wymagałoby użycia dużej siły.Amy nie wierzyła, żeurządzenie utrzyma ciężar Pabla, pomyślała, że jak tylko Grek zrobi krokw pustkę, cała konstrukcja się rozleci.Pablo runie w ciemność będziespadał i spadał, i nigdy więcej go nie zobaczą.Ale po wymianie licznychgestów i znaków, i klepnięć na odwagę, kiedy zaczął się opuszczać, koło-wrót zajęczał, osiadając na podstawie, i zaczął się obracać z głośnym skrzy-pieniem.Jeff i Eric napierali na korbę, powoli opuszczając Greka do szy-bu.Działało.I wbrew sobie Amy poczuła przypływ nadziei.Może to jed-nak telefon komórkowy.Pablo znajdzie go na dole w ciemnościach, wy-ciągną go z powrotem i zadzwonią po pomoc, policja, ambasada amery-kańska, rodzice.Piszczenie znowu umilkło i tym razem nie powróciło, aleto nie miało znaczenia.Tam na dole był telefon.Amy zaczynała teraz wie-rzyć chciała uwierzyć, pozwoliła sobie uwierzyć że83zostaną uratowani.Stała nad otworem i zaglądała przez krawędz, mającStacy z prawej strony i Mathiasa naprzeciwko, patrząc, jak Pablo opadapowoli w głąb ziemi.Lampa naftowa oświetlała ściany szybu: w pobliżuwylotu ziemia była czarna i kamienista, ale niżej zrobiła się brązowa, po-tem jasnobrązowa i wreszcie żółtopomarańczowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]