[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powzięła okropnepodejrzenie, że to Karol był na dole i flirtował z obrzydliwą dziewuchą, a myśl ta z koleiobudziła najgorsze jej obawy.Wiedziała, że mieszkał w Paryżu, w Lizbonie, że dużo podróżował, wiedziała, że jest odniej o jedenaście lat starszy, wiedziała, że ma powodzenie u kobiet.Na jej dyskretnieżartobliwe pytania o jego dawne podboje odpowiadał zawsze w sposób równie dyskretnyi żartobliwy, i to właśnie Ernestyn niepokoiło.Czuła, że musi coś przed nią ukrywać jakąś tragiczną francuską hrabinę, jakąś namiętną portugalską markizę.Nie pozwalałaswej wyobrazni zniżać się do paryskich gryzetek lub ciemnookich dziewcząt z zajazdówportugalskich co byłoby bliższe prawdy.Jednak pytanie, czy Karol sypiał z innymikobietami, dręczyło ją mniej, aniżeli mogłoby dręczyć nowoczesną dziewczynę.Ernestyna oczywiście wypowiadała swoje władcze: Nie wolno! , gdy tylko takie grzeszneprzypuszczenie przemknęło jej przez głowę, w gruncie rzeczy jednak była przedewszystkim zazdrosna o serce Karola.Nie zniosłaby myśli, że musi je z kimś dzielić, czy tow przeszłości czy też aktualnie. 51Pożyteczna brzytwa Occama* [* William Occam albo Ockham (13007 1349?) średniowiecznyangielski filozof i teolog, scholastyk, zwolennik antypapieskiej polityki cesarza Ludwika IV Bawarskiego,jeden z główny przedstawicieli nominalizmu, znany jako Doctor Invincibilis.Brzytwa Occama stworzonaprzez niego metoda analizy problemu.] była jej nieznana.Prosty więc fakt, że Karol nigdy niebył naprawdę zakochany, stanowił dla Ernestyny, gdy miała zły dzień, niezbity dowód, żebył niegdyś zakochany do szaleństwa.Jego zewnętrzny spokój brała za straszliwą ciszępola po bitwie, jakiegoś Waterloo po upływie miesiąca, nie wierząc, że serce Karola możebyć tym, czym było naprawdę miejscem bez historii.Kiedy zamknęły się drzwi frontowe, Ernestynie starczyło godności i opanowaniadokładnie na półtorej minuty, po czym jej delikatna dłoń sięgnęła do pozłacanej gałkiprzy łóżku i pociągnęła za nią gwałtownie.Rozkosznie natarczywe dzwonienieprzesączyło się na piętro z kuchni mieszczącej się w suterenie, a wkrótce potem rozległysię kroki, pukanie i drzwi otworzyły się, aby ukazać Mary, niosącą wazon z prawdziwąfontanną wiosennych kwiatów.Dziewczyna weszła i stanęła przy łóżku z twarzą na półukrytą w kwieciu, uśmiechniętą, czarującą.%7ładen mężczyzna nie potrafiłby się na nią wtej chwili rozgniewać czego nie można powiedzieć o Ernestynie, która przywitała tęnieproszoną wizję bogini Flory grymasem niechęci i irytacji.Spośród trzech kobiet występujących na tych kartkach Mary, moim zdaniem, była bezwątpienia najładniejsza.Miała w sobie najwięcej życia i najmniej egoizmu, a na dodatekte jej powaby fizyczne& prześliczna, choć rumiana cera, pszeniczne włosy i szerokootwarte szaroniebieskie oczy, które wesoło prowokowały mężczyzn do zaczepek i równiewesoło na nie odpowiadały.Pieniły się niczym najprzedniejszy szampan, co upaja lecz nie powoduje zgagi.Nawetsmutne wiktoriańskie suknie, które Mary tak często musiała nosić, nie zdołały ukryćczystych, pulchnych zarysów jej figury ale słowo pulchne jest krzywdzące.Powołałem się przedtem na Ronsarda otóż figura Mary wymagała określenia z jegosłownika: rondelette zawiera ono wszystko, co pulchność ma w sobie ponętnego, nietracąc zarazem tego, co ładne w smukłości.Pewna młoda osoba, która w chwili, gdy piszęte słowa, ma dwadzieścia dwa lata, praprawnuczka Mary, bardzo jest do swojejpraprababki podobna, a twarz jej zna cały świat, gdyż należy do najsławniejszychmłodych aktorek filmowych Anglii.Niestety jednak nie była to twarz odpowiednia do roku 1867.Wcale na przykład nieprzypadła do gustu pani Poulteney, która zawarła z nią znajomość trzy lata wcześniej.Mary była siostrzenicą kuzynki pani Fairley i ta uporczywymi prośbami nakłoniła paniąPoulteney, aby przyjęła nowicjuszkę do odrażającej kuchni.Ale Marlborough House byłdla Mary miejscem równie stosownym, jak grobowiec dla szczygła, gdy więc pewnegorazu pani Poulteney, odbywając inspekcję swego królestwa, ze zgorszeniem ujrzała zokna na piętrze, jak jej chłopak stajenny usiłuje skraść pocałunek i nie napotyka dośćskutecznego oporu, szczygieł natychmiast odzyskał wolność, po czym przyleciał do pannyTranter, mimo udzielanych tej zacnej damie przez panią Poulteney uroczystychostrzeżeń, iż szaleństwem jest brać do domu tak zdeklarowaną rozpustnicę.Przy Broad Street Mary była szczęśliwa.Panna Tranter lubiła ładne dziewczęta, aładne, wesołe dziewczęta jeszcze bardziej.Zapewne, Ernestyna była jej siostrzenicą,bardziej się więc o nią troszczyła, ale Ernestynę widywała tylko raz lub dwa razy do roku,Mary zaś widywała codziennie.Pod ruchliwą, zalotną powierzchownością dziewczynykryła się natura łagodna i tkliwa, przy czym Mary nie była skąpa, lecz odwzajemniałahojnie uczucie, którym ją ktoś darzył.Ernestyna nie znała okropnej tajemnicy domu przyBroad Street otóż kiedy kucharka miała wolny dzień, zdarzało się, że panna Tranter 52jadała razem z Mary w kuchni na parterze, a były to bodajże najszczęśliwsze chwile wżyciu zarówno jednej, jak i drugiej.Mary nie była bez wad, jedną z nich zaś stanowiła bez wątpienia lekka zazdrość oErnestynę.Przyczyna tkwiła nie tylko w tym, że gdy przyjeżdżała z Londynu młoda pani,Mary przestawała nagle być cichą faworytką domu, ale głównie w tym, że młoda pani zLondynu przywoziła pełne kufry strojów, będących ostatnim krzykiem mody Londynu iParyża, co nie usposabiało do niej najlepiej służącej, mającej całego kramu trzy suknie z których żadnej naprawdę nie lubiła, chociaż tej najładniejszej nie lubiła chyba tylkodlatego, że dostała ją po młodej księżniczce ze stolicy.Mary była też zdania, iż Karol jestpięknym mężczyzną i będzie wspaniałym mężem, grubo za dobrym dla takiej mizernej,bladej pannicy jak Ernestyna.Dlatego właśnie Karol napotykał często figlarne spojrzenieniebieskich oczu, kiedy Mary otwierała mu drzwi albo mijała go na ulicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]