[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrze, dobrze, zamilczmy.W imiÄ™ czci waszych Å›licznotek.Pochwalam was, moi najmilsi.Trzeba bronićczci dam, które siÄ™ pieÅ›ci.Niech was Bóg strzeże, kawalerowie.I nie wychodzciew nocy z caÅ‚Ä… waszÄ… biżuteriÄ….WybuchnÄ…Å‚ Å›miechem, zderzyÅ‚ obu braci serdecznie ich Å›ciskajÄ…c i pozostawiÅ‚zaniepokojonych i podrażnionych, nie dajÄ…c im nawet czasu raz jeszcze podziÄ™-kować.Już szedÅ‚ przez mostek przerzucony przez fosÄ™, już oddalaÅ‚ siÄ™ przez polaw kierunku Saint-Germain-des-Pres.Bracia d Aunay wrócili do bramy Buci. Dobrze by zrobiÅ‚, nie rozgÅ‚aszajÄ…c po caÅ‚ym dworze, gdzie nas zastaÅ‚ rzekÅ‚ Filip. MyÅ›lisz, że potrafi przymknąć swój wielki pysk? MyÅ›lÄ™, że tak odparÅ‚ Gautier. To niezÅ‚e chÅ‚opisko.Już by nas tunie byÅ‚o bez jego wielkiego pyska, jak mówisz, i bez jego szerokich barów.Nieokazujmy niewdziÄ™cznoÅ›ci, przynajmniej nie tak od razu. Przede wszystkim mogliÅ›my zapytać, co on sam robiÅ‚ w tym zakÄ…tku. SzukaÅ‚ ladacznic, przysiÄ…gÅ‚bym na to! A teraz na pewno idzie do jakiegoÅ›burdelu rzekÅ‚ Filip.MyliÅ‚ siÄ™.Robert d Artois zboczyÅ‚ tylko przez Pré-aux-Clercs.Po chwili wró-ciÅ‚ na brzeg w pobliżu wieży.GwizdnÄ…Å‚ tym samym lekkim gwizdniÄ™ciem, którepoprzedziÅ‚o bijatykÄ™.Jak poprzednio, sześć cieni wyÅ‚oniÅ‚o siÄ™ z ciemnoÅ›ci i jeszcze doÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™siódmy cieÅ„, który wyszedÅ‚ z barki.Ale tym razem cienie zachowaÅ‚y postawÄ™peÅ‚nÄ… szacunku. Zwietnie, dobrze wypeÅ‚niliÅ›cie zadanie powiedziaÅ‚ d Artois. Wszyst-ko poszÅ‚o tak, jak chciaÅ‚em.Aap, Karl-Hans! dodaÅ‚, wzywajÄ…c przywódcÄ™ Å‚o-trzyków. Podzielcie siÄ™.RzuciÅ‚ im sakiewkÄ™. WyÅ›cie mnie potężnie uderzyli w ramiÄ™, Dostojny Panie rzekÅ‚ rzezimie-szek. Ba! To zostaÅ‚o wÅ‚Ä…czone do rachunku odpowiedziaÅ‚ ze Å›miechemd Artois. Teraz wynoÅ›cie siÄ™.WezwÄ™ was, jeżeli kiedykolwiek bÄ™dÄ™ was po-trzebowaÅ‚.Pózniej wsiadÅ‚ do barki zakotwiczonej przy zbiegu fosy z rzekÄ…; pod jegociężarem zanurzyÅ‚a siÄ™ gÅ‚Ä™biej w wodÄ™.Ten sam czÅ‚owiek, który przewiózÅ‚ bracid Aunay, ujÄ…Å‚ za wiosÅ‚a. Czy rad jesteÅ›cie, Dostojny Panie? zapytaÅ‚.71Już nie lamentowaÅ‚, wydawaÅ‚ siÄ™ mÅ‚odszy o dziesięć lat i nie szczÄ™dziÅ‚ siÅ‚. NajzupeÅ‚niej, mój dzielny Lormet! Znakomicie siÄ™ spisaÅ‚eÅ› powiedziaÅ‚olbrzym. Teraz już wiem, co chciaÅ‚em wiedzieć.ZwaliÅ‚ siÄ™ na dno barki, wyciÄ…gnÄ…Å‚ potężne nogi, a wielkÄ… Å‚apÄ™ zanurzyÅ‚w czarnej wodzie.CZZ IIWiaroÅ‚omne księżniczkiRozdziaÅ‚ 10Bank TolomeiMesser Spinello Tolomei przybraÅ‚ wyraz gÅ‚Ä™bokiego namysÅ‚u, potem zniżyÅ‚gÅ‚os jakby w obawie, że ktoÅ› podsÅ‚uchuje pod drzwiami, wreszcie rzekÅ‚: Dwa tysiÄ…ce liwrów zadatku? Czy ta suma odpowiada Dostojnemu Panu?Lewe oko miaÅ‚ zamkniÄ™te, a prawe bÅ‚yszczaÅ‚o spokojnie i niewinnie.Tolomei, choć od wielu lat mieszkaÅ‚ we Francji, nie mógÅ‚ pozbyć siÄ™ wÅ‚o-skiego akcentu.ByÅ‚ to tÄ™gi mężczyzna o podwójnym podbródku i ciemnej cerze.SiwiejÄ…ce, starannie przyciÄ™te wÅ‚osy opadaÅ‚y mu na koÅ‚nierz szaty z cienkiegosukna, bramowanej futrem i opiÄ™tej na sterczÄ…cym brzuchu.MówiÄ…c, unosiÅ‚ w gó-rÄ™ pulchne rÄ™ce o spiczastych palcach i delikatnie pocieraÅ‚ dÅ‚onie.Wrogowie jegotwierdzili, że otwarte oko byÅ‚o okiem kÅ‚amstwa, a zamkniÄ™te okiem prawdy.Ów bankier, jeden z najmożniejszych w Paryżu, miaÅ‚ maniery biskupa; a przy-najmniej miaÅ‚ je w chwili, gdy rozmawiaÅ‚ z dostojnikiem koÅ›cielnym.ByÅ‚ nim Jan de Marigny, szczupÅ‚y, wytworny mÅ‚ody czÅ‚owiek.On to poprzed-niego dnia na trybunale biskupim przed portalem Notre-Dame wyróżniaÅ‚ siÄ™ nie-dbaÅ‚Ä… pozÄ…, a pózniej tak gwaÅ‚townie uniósÅ‚ siÄ™ gniewem na wielkiego mistrza.Jako arcybiskup z Sens, zwierzchnik paryskiej diecezji i brat Enguerranda de Ma-rigny byÅ‚ doskonale wtajemniczony w poufne sprawy królestwa [17]. Dwa tysiÄ…ce liwrów? powtórzyÅ‚ arcybiskup.Wymieniona przez bankiera cyfra sprawiÅ‚a mu miÅ‚Ä… niespodziankÄ™; chcÄ…c jÄ…ukryć, udawaÅ‚, że zajÄ™ty jest wygÅ‚adzaniem na kolanie fioletowej szaty z cennejtkaniny. MuszÄ™ przyznać, że ta suma nawet mi odpowiada podjÄ…Å‚ obojÄ™tnymgÅ‚osem. ChciaÅ‚bym, aby sprawy zaÅ‚atwione zostaÅ‚y jak najszybciej.Bankier Å›ledziÅ‚ go, jak tÅ‚usty kot Å›ledzi piÄ™knego ptaka. Ależ możemy zaÅ‚atwić je od rÄ™ki odparÅ‚. Doskonale powiedziaÅ‚ mÅ‚ody arcybiskup. A kiedy chcecie, aby wamdostarczono te.74PrzerwaÅ‚, gdyż wydaÅ‚o mu siÄ™, że sÅ‚yszy szmer za drzwiami.Ale nie, wszÄ™dziepanowaÅ‚ spokój.Tylko z ulicy Lombardów dochodziÅ‚ zwykÅ‚y o porannej porzegwar: krzyki szlifierzy noży, sprzedawców wody, ziół, cebuli, rzeżuchy, twaro-gu i wÄ™gla drzewnego. Mleko, kumy, mleko.Mam dobry ser z Szampanii.WÄ™giel! CaÅ‚y worek za denara..Przez okno, na modÅ‚Ä™ sieneÅ„skÄ… o trzech ostro-Å‚ukach, padaÅ‚o Å‚agodne Å›wiatÅ‚o na bogate obicia, dÄ™bowe kredensy, wielki, okutyżelazem kufer. Te.przedmioty? rzekÅ‚ Tolomei, koÅ„czÄ…c zdanie wypowiedziane przezarcybiskupa. Kiedy raczycie, Dostojny Panie, kiedy raczycie.OtworzyÅ‚ kufer i wyjÄ…Å‚ dwa worki, które poÅ‚ożyÅ‚ na pulpicie zapeÅ‚nionym gÄ™-simi piórami, pergaminem, tabliczkami i rylcami. TysiÄ…c w każdym powiedziaÅ‚. ProszÄ™ wziąć je już teraz, jeÅ›li tegosobie życzycie.PrzyszykowaÅ‚em je dla was.Raczcie Å‚askawie, Monsignore, pod-pisać to pokwitowanie.I podaÅ‚ Janowi de Marigny kartkÄ™ oraz gÄ™sie pióro. ChÄ™tnie rzekÅ‚ arcybiskup, biorÄ…c pióro i nie zdejmujÄ…c rÄ™kawiczki.Już miaÅ‚ podpisać, gdy nagle zawahaÅ‚ siÄ™.Na pokwitowaniu wymienione by-Å‚y przedmioty , które miaÅ‚ przekazać bankierowi Tolomei, by ten poÅ›redniczyÅ‚w ich sprzedaży, a wiÄ™c: sprzÄ™t koÅ›cielny, monstrancje ze szczerego zÅ‚ota, drogo-cenne krzyże, rzadka broÅ„ wszystkie pochodzÄ…ce z dóbr ongiÅ› zajÄ™tych w ko-mandoriach templariuszy i przechowywanych w archidiecezji.Skarby te powinnybyÅ‚y przejść po części na rzecz królewskiego skarbu, a po części na rzecz zakonuszpitalników.MÅ‚ody arcybiskup, nie tracÄ…c chwili czasu, dopuszczaÅ‚ siÄ™ sprzenie-wierzenia, piÄ™knego oszustwa.SkÅ‚adać swój podpis pod tÄ… listÄ…, kiedy wÅ‚aÅ›nie tejnocy wielkiego mistrza spalono na stosie. WolaÅ‚bym. zaczÄ…Å‚. Aby tych przedmiotów nie sprzedawano we Francji? dokoÅ„czyÅ‚ To-lomei. To siÄ™ samo przez siÄ™ rozumie, Dostojny Panie.Non sano pazzo, jakmówiÄ… w mojej ojczyznie, nie jestem szaleÅ„cem. ChciaÅ‚em powiedzieć.to pokwitowanie. Nikt prócz mnie nigdy go nie zobaczy.Leży to zarówno w moim, jak i wa-szym interesie.My, bankierzy, jesteÅ›my trochÄ™ podobni do księży, Monsignore.Wy spowiadacie dusze, a my spowiadamy trzosy i tak samo obowiÄ…zuje nas za-chowanie tajemnicy.Nie szepnÄ™ ani słówka, choć wiem, iż te fundusze posÅ‚użą dowspomożenia waszego bezgranicznego miÅ‚osierdzia.Jedynie w wypadku, gdy-by.uchowaj nas, Boże.jednemu z nas zdarzyÅ‚o siÄ™ nieszczęście.PrzeżegnaÅ‚ siÄ™ i natychmiast uÅ‚ożyÅ‚ pod stoÅ‚em dwa palce lewej rÄ™ki w znakwideÅ‚. Czy to nie bÄ™dzie za ciężkie? ciÄ…gnÄ…Å‚, wskazujÄ…c na worki, jakby sprawajuż nie wymagaÅ‚a dyskusji. Mam sÅ‚ugi na dole odparÅ‚ arcybiskup.75 Zatem.proszÄ™ tutaj rzekÅ‚ Tolomei, pokazujÄ…c palcem miejsce na kart-ce, gdzie miaÅ‚ podpisać siÄ™ arcybiskup.Ten już nie mógÅ‚ siÄ™ wycofać.DobierajÄ…c sobie wspólników przestÄ™pstwa,trzeba im zaufać. ZresztÄ… widzicie, Wasza Wielebność podjÄ…Å‚ bankier że wcale nie mo-gÄ™ oczekiwać, aby podobna suma przyniosÅ‚a mi jakieÅ› korzyÅ›ci.BÄ™dÄ™ miaÅ‚ sametrudnoÅ›ci i nie osiÄ…gnÄ™ żadnego zysku.Lecz pragnÄ™ wam dopomóc, ponieważ je-steÅ›cie czÅ‚owiekiem możnym, a przyjazÅ„ ludzi możnych jest cenniejsza niż zÅ‚oto.WypowiadaÅ‚ te zdania tonem dobrodusznym, ale lewe oko miaÅ‚ wciąż za-mkniÄ™te. Ostatecznie ten czÅ‚owiek mówi prawdÄ™ pomyÅ›laÅ‚ Jan de Marigny.I pod-pisaÅ‚ pokwitowanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]