X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrze, dobrze, zamilczmy.W imię czci waszych ślicznotek.Pochwalam was, moi najmilsi.Trzeba bronićczci dam, które się pieści.Niech was Bóg strzeże, kawalerowie.I nie wychodzciew nocy z całą waszą biżuterią.Wybuchnął śmiechem, zderzył obu braci serdecznie ich ściskając i pozostawiłzaniepokojonych i podrażnionych, nie dając im nawet czasu raz jeszcze podzię-kować.Już szedł przez mostek przerzucony przez fosę, już oddalał się przez polaw kierunku Saint-Germain-des-Pres.Bracia d Aunay wrócili do bramy Buci. Dobrze by zrobił, nie rozgłaszając po całym dworze, gdzie nas zastał rzekł Filip. Myślisz, że potrafi przymknąć swój wielki pysk? Myślę, że tak  odparł Gautier. To niezłe chłopisko.Już by nas tunie było bez jego wielkiego pyska, jak mówisz, i bez jego szerokich barów.Nieokazujmy niewdzięczności, przynajmniej nie tak od razu. Przede wszystkim mogliśmy zapytać, co on sam robił w tym zakątku. Szukał ladacznic, przysiągłbym na to! A teraz na pewno idzie do jakiegośburdelu  rzekł Filip.Mylił się.Robert d Artois zboczył tylko przez Pr�-aux-Clercs.Po chwili wró-cił na brzeg w pobliżu wieży.Gwizdnął tym samym lekkim gwizdnięciem, którepoprzedziło bijatykę.Jak poprzednio, sześć cieni wyłoniło się z ciemności i jeszcze dołączył sięsiódmy cień, który wyszedł z barki.Ale tym razem cienie zachowały postawępełną szacunku. Zwietnie, dobrze wypełniliście zadanie  powiedział d Artois. Wszyst-ko poszło tak, jak chciałem.Aap, Karl-Hans!  dodał, wzywając przywódcę ło-trzyków. Podzielcie się.Rzucił im sakiewkę. Wyście mnie potężnie uderzyli w ramię, Dostojny Panie  rzekł rzezimie-szek. Ba! To zostało włączone do rachunku  odpowiedział ze śmiechemd Artois. Teraz wynoście się.Wezwę was, jeżeli kiedykolwiek będę was po-trzebował.Pózniej wsiadł do barki zakotwiczonej przy zbiegu fosy z rzeką; pod jegociężarem zanurzyła się głębiej w wodę.Ten sam człowiek, który przewiózł bracid Aunay, ujął za wiosła. Czy rad jesteście, Dostojny Panie?  zapytał.71 Już nie lamentował, wydawał się młodszy o dziesięć lat i nie szczędził sił. Najzupełniej, mój dzielny Lormet! Znakomicie się spisałeś  powiedziałolbrzym. Teraz już wiem, co chciałem wiedzieć.Zwalił się na dno barki, wyciągnął potężne nogi, a wielką łapę zanurzyłw czarnej wodzie. CZZ IIWiarołomne księżniczki Rozdział 10Bank TolomeiMesser Spinello Tolomei przybrał wyraz głębokiego namysłu, potem zniżyłgłos jakby w obawie, że ktoś podsłuchuje pod drzwiami, wreszcie rzekł: Dwa tysiące liwrów zadatku? Czy ta suma odpowiada Dostojnemu Panu?Lewe oko miał zamknięte, a prawe błyszczało spokojnie i niewinnie.Tolomei, choć od wielu lat mieszkał we Francji, nie mógł pozbyć się wło-skiego akcentu.Był to tęgi mężczyzna o podwójnym podbródku i ciemnej cerze.Siwiejące, starannie przycięte włosy opadały mu na kołnierz szaty z cienkiegosukna, bramowanej futrem i opiętej na sterczącym brzuchu.Mówiąc, unosił w gó-rę pulchne ręce o spiczastych palcach i delikatnie pocierał dłonie.Wrogowie jegotwierdzili, że otwarte oko było okiem kłamstwa, a zamknięte okiem prawdy.�w bankier, jeden z najmożniejszych w Paryżu, miał maniery biskupa; a przy-najmniej miał je w chwili, gdy rozmawiał z dostojnikiem kościelnym.Był nim Jan de Marigny, szczupły, wytworny młody człowiek.On to poprzed-niego dnia na trybunale biskupim przed portalem Notre-Dame wyróżniał się nie-dbałą pozą, a pózniej tak gwałtownie uniósł się gniewem na wielkiego mistrza.Jako arcybiskup z Sens, zwierzchnik paryskiej diecezji i brat Enguerranda de Ma-rigny był doskonale wtajemniczony w poufne sprawy królestwa [17]. Dwa tysiące liwrów?  powtórzył arcybiskup.Wymieniona przez bankiera cyfra sprawiła mu miłą niespodziankę; chcąc jąukryć, udawał, że zajęty jest wygładzaniem na kolanie fioletowej szaty z cennejtkaniny. Muszę przyznać, że ta suma nawet mi odpowiada  podjął obojętnymgłosem. Chciałbym, aby sprawy załatwione zostały jak najszybciej.Bankier śledził go, jak tłusty kot śledzi pięknego ptaka. Ależ możemy załatwić je od ręki  odparł. Doskonale  powiedział młody arcybiskup. A kiedy chcecie, aby wamdostarczono te.74 Przerwał, gdyż wydało mu się, że słyszy szmer za drzwiami.Ale nie, wszędziepanował spokój.Tylko z ulicy Lombardów dochodził zwykły o porannej porzegwar: krzyki szlifierzy noży, sprzedawców wody, ziół, cebuli, rzeżuchy, twaro-gu i węgla drzewnego. Mleko, kumy, mleko.Mam dobry ser z Szampanii.Węgiel! Cały worek za denara..Przez okno, na modłę sieneńską o trzech ostro-łukach, padało łagodne światło na bogate obicia, dębowe kredensy, wielki, okutyżelazem kufer. Te.przedmioty?  rzekł Tolomei, kończąc zdanie wypowiedziane przezarcybiskupa. Kiedy raczycie, Dostojny Panie, kiedy raczycie.Otworzył kufer i wyjął dwa worki, które położył na pulpicie zapełnionym gę-simi piórami, pergaminem, tabliczkami i rylcami. Tysiąc w każdym  powiedział. Proszę wziąć je już teraz, jeśli tegosobie życzycie.Przyszykowałem je dla was.Raczcie łaskawie, Monsignore, pod-pisać to pokwitowanie.I podał Janowi de Marigny kartkę oraz gęsie pióro. Chętnie  rzekł arcybiskup, biorąc pióro i nie zdejmując rękawiczki.Już miał podpisać, gdy nagle zawahał się.Na pokwitowaniu wymienione by-ły  przedmioty , które miał przekazać bankierowi Tolomei, by ten pośredniczyłw ich sprzedaży, a więc: sprzęt kościelny, monstrancje ze szczerego złota, drogo-cenne krzyże, rzadka broń  wszystkie pochodzące z dóbr ongiś zajętych w ko-mandoriach templariuszy i przechowywanych w archidiecezji.Skarby te powinnybyły przejść po części na rzecz królewskiego skarbu, a po części na rzecz zakonuszpitalników.Młody arcybiskup, nie tracąc chwili czasu, dopuszczał się sprzenie-wierzenia, pięknego oszustwa.Składać swój podpis pod tą listą, kiedy właśnie tejnocy wielkiego mistrza spalono na stosie. Wolałbym. zaczął. Aby tych przedmiotów nie sprzedawano we Francji?  dokończył To-lomei. To się samo przez się rozumie, Dostojny Panie.Non sano pazzo, jakmówią w mojej ojczyznie, nie jestem szaleńcem. Chciałem powiedzieć.to pokwitowanie. Nikt prócz mnie nigdy go nie zobaczy.Leży to zarówno w moim, jak i wa-szym interesie.My, bankierzy, jesteśmy trochę podobni do księży, Monsignore.Wy spowiadacie dusze, a my spowiadamy trzosy i tak samo obowiązuje nas za-chowanie tajemnicy.Nie szepnę ani słówka, choć wiem, iż te fundusze posłużą dowspomożenia waszego bezgranicznego miłosierdzia.Jedynie w wypadku, gdy-by.uchowaj nas, Boże.jednemu z nas zdarzyło się nieszczęście.Przeżegnał się i natychmiast ułożył pod stołem dwa palce lewej ręki w znakwideł. Czy to nie będzie za ciężkie?  ciągnął, wskazując na worki, jakby sprawajuż nie wymagała dyskusji. Mam sługi na dole  odparł arcybiskup.75  Zatem.proszę tutaj  rzekł Tolomei, pokazując palcem miejsce na kart-ce, gdzie miał podpisać się arcybiskup.Ten już nie mógł się wycofać.Dobierając sobie wspólników przestępstwa,trzeba im zaufać. Zresztą widzicie, Wasza Wielebność  podjął bankier  że wcale nie mo-gę oczekiwać, aby podobna suma przyniosła mi jakieś korzyści.Będę miał sametrudności i nie osiągnę żadnego zysku.Lecz pragnę wam dopomóc, ponieważ je-steście człowiekiem możnym, a przyjazń ludzi możnych jest cenniejsza niż złoto.Wypowiadał te zdania tonem dobrodusznym, ale lewe oko miał wciąż za-mknięte. Ostatecznie ten człowiek mówi prawdę  pomyślał Jan de Marigny.I pod-pisał pokwitowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire

    Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.