[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chce wiedzieć, co ma Matka Boska do starańDimy o miejsce w Roedean dla Nataszy albo o karty stałego pobytuw Wielkiej Brytanii dla całej rodziny w zamian za ważne informacje,ale jest też literaturoznawcą, więc nie może nie zauważyć, że opo-wieść Dimy ma specyficzną strukturę narracyjną i rozwija się w spo-sób wielokierunkowy.- Moja Rufina mi to zrobiła.Ona była zek, jak ja.Dziwka w gu-łagu, gruzliczka.Godzinę dziennie.A jak skończyła, tak umarła.Chryste Panie, co? Chryste Panie.W pełnej szacunku ciszy obaj panowie kontemplują arcydziełoRufiny.137- Wy wiecie, co to Kołyma, profesor? - pyta Dima równiechrapliwie.- Wy słyszeli?Tak, Perry wie, co to Kołyma.Przecież czytał Sołżenicyna.Prze-cież czytał Szałamowa.Wie, że Kołyma to rzeka za kołem polarnym,od której wzięły nazwę najgorsze - przed i po Stalinie - obozy Archi-pelagu Gulag.I wie też, co to zek: to rosyjski więzień, jeden z milio-nów.- Mnie było czternaście lat, ja był już zek w Kołymie.Krymi-nalny, nie polityczny.Polityczny gówno.Kryminalny czysty.Ja tambył piętnaście lat.- Piętnaście lat w Kołymie?- A jak, profesor.Garowałem piętnaście.%7łal w jego głosie ustępuje dumie.- Inni tam szanowali kryminalnego Dimę.Za co ja był wKołymie? Ja morderca.Dobry morderca.Kogo zamordował? Za-sranego sowieckiego aparatczyka w Permie.Mój ojciec zabił się.Miał dość, dużo pił.Matka, co by dać nam jeść, co by nas myć, mu-siała jebać się z aparatczykiem.W Permie mieszkaliśmy we wspól-nym mieszkaniu.Osiem parszywych pokoi, trzydzieści ludzi, jednaparszywa kuchnia, jeden sracz na dworze, wszyscy śmierdzieli,wszyscy palili.Dzieci nie lubiły zasranego aparatczyka, co jebał ichmatkę.Musieli iść do kuchni, tam cienkie ściany, jak aparatczykprzychodził, przynosił jedzenie, jebał matkę.Wszyscy nas wytykali:słyszycie, co wasza matka tam robi, to dziwka.Uszy zatykaliśmy,cholera.Wy wiecie co, profesor?Perry wie.- Ten aparatczyk, wy wiecie, skąd on miał jedzenie?Perry nie wie.- Bo on był, kurwa, oficer zaopatrzenia! Od jedzenia w ko-szarach.Miał nagana.Aadna broń, skórzana kabura, wielki gieroj.Wy próbowali jebać z pasem z bronią na dupie? Trzeba by akrobatąbyć.Tak ten oficer zaopatrzenia, ten aparatczyk, zdejmował138buty, zdejmował ładną broń, kładł w but.Ja pomyślał raz: okej, możetobie już dość jebania mojej matki.Może ty już jej więcej jebać niebędziesz.Może już nikomu nie patrzeć na nas jak na skurwysyny.Jazapukał do drzwi, otworzył, ale grzecznie. Wybaczcie , mówię, Toja, Dima.Wybaczcie, towarzyszu zasrany aparatczyk.Pozwo-licie pożyczyć waszą ładną broń? Aaskawie popatrzcie jak raz wmoją twarz.Wy nie popatrzycie, jak ja was zabiję? Dziękuję bardzo,towarzyszu.Matka patrzy, nic nie mówi.Aparatczyk patrzy.Zabi-łem skurwiela.Jednym strzałem.Wskazujący palec Dimy spoczywa u nasady jego nosa, pokazu-jąc, którędy weszła kula.Perry przypomina sobie, że ten sam palecspoczął na nosach jego synów w trakcie meczu tenisowego.- Czemu ja zamordował tego aparatczyka? - pyta retorycznieDima.- Za moją matkę, co wszystko robiła dla dzieci.Za ojca, cosię zabił, a ja go kochał.Za Rosję.Za to wszystko ja zabił skurwiela.A może po to, co by tak na nas nie patrzyli w korytarzu.Dlatego wKołymie ja ważny więzień.Ja krutoj - swój chłop, żadnych pro-blemów, czysty.Ja nie polityczny.Ja kryminalny.Ja gieroj, jabojec.Ja zabił armijnego aparatczyka, może nawet czekistę.Bo cze-mu mi dali piętnaście? U mnie honor.Ja nie.*Doszedłszy do tego punktu opowieści, Perry zawahał się, a jego głosbrzmiał teraz mniej pewnie:- Ja nie dzięcioł.Ja nie pies, profesor - powiedział nieśmiało.- Chodzi mu o to, że nie donosił - wyjaśnił Hector.- Dzięcioł,pies, kura, wszystko jedno.Znaczą to samo: donosiciel.Usiłuje panaprzekonać, że nim nie jest, kiedy jest.Perry pochylił głowę przed wiedzą Hectora i mówił dalej.139*- W jeden dzień trzeciego roku zuch chłopak Dima zostanie męż-czyzną.Jak zostanie mężczyzną? Mój przyjaciel Nikita zrobimnie mężczyznę.Kto Nikita? Nikita też honorowy, też bojec,wielki kryminalny.On będzie ojciec dla tego zucha Dimy.Onbędzie mu brat.On będzie Dimę chronił.On będzie Dimę ko-chał.To będzie czysta miłość.Jednego dnia, to bardzo dobrydzień dla mnie, Nikita przyprowadził mnie do tych, co się nazywająwory.Wy znacie, co to takiego wory, profesor? Wie znacie, co towor?Owszem, Perry wie nawet, co to wory.Wie, co to wor.CzytałSołżenicyna, czytał Szałamowa.Czytał, że w gułagach wory to arbi-trzy i stróże sprawiedliwości, bractwo honorowych przestępców,którzy przysięgli postępować zgodnie z surowym kodeksem zacho-wania, wyrzec się małżeństwa, własności prywatnej i posłuszeństwaorganom państwa; że wory wielce poważają kapłaństwo i kierują siępodobnym mistycyzmem; i że wor to liczba pojedyncza od liczbymnogiej wory.I że wory szczycą się tym, że są zakonem przestęp-ców, arystokracją niemającą nic wspólnego z ulicznym motłochem,który nie wie, co to prawdziwe prawo.- Mój Nikita przemówił przed wielkim worskim komitetem.Nazebraniu wielu wielkich przestępców, wielu dobrych bojców.Powie-dział worom: Bracia drodzy, oto Dima.Dima gotów, bracia.Przyjmijcie go.Tak przyjęli Dimę, zrobili z niego mężczyznę.Zrobili z niego przestępcę z honorem.Ale Nikita nadal musi chro-nić Dimę.Dlatego, że Dima jest jego.Gdy Dima, przestępca z honorem, szuka le mot juste, Perry,oksfordzki wykładowca na wylocie, przychodzi mu z pomocą:- Uczniem?140- Uczniem! Tak, profesor! Jak u Jezusa! Nikita będzie chroniłswojego ucznia Dimę.To normalne.Takie worskie prawo.Zaw-sze będzie go chronił.Taka przysięga.Nikita zrobił ze mnie wo-ra.I tak mnie chronił.Aż umarł.Dima przytyka chustkę do łysego czoła, potem przeciąga przegu-bem dłoni po oczach i wreszcie ściska nozdrza palcem i kciukiem jakwynurzający się z wody pływak.A gdy ręka opada, Perry widzi, żeDima opłakuje śmierć Nikity.*Hector zarządził przerwę.Luke zrobił kawę.Perry przyjmuje filiżan-kę, a do tego czekoladkę na lepsze trawienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]