X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu widział skok Kr%0ńm�Yaprzez płot i niewyobrażalną prędkość, z jaką sam poruszał mieczem.Zwiat nie stanie sięnormalny tylko dlatego, że on będzie go za taki uważał, harmonia nie powstanie w wynikuprojekcji jego wyobrazni.Przyznanie się do porażki zawierało w sobie zalążek przyszłegozwycięstwa albo przynajmniej zalążek.pogodzenia się z tym wszystkim.Stwierdził zzaskoczeniem, że kręci głową, lekko uśmiechnięty.Stojący nieopodal Kas miał nieustannieten sam wyraz twarzy - pobłażliwy i jednocześnie obojętny.On nie musi się zastanawiać, niemusi poszukiwać, bierze świat dokładnie takim, jaki mu się jawi, przyszło Filipowi do głowy.Sam pragnął osiągnąć taki stan, ale jego droga była o wiele dłuższa i bardziej kręta.Ruszył w stronę Mariki.Twarze mężczyzn, koło których przechodził, przeistaczały sięw maski zwierzęcego strachu.Czuł, że to dobrze, że muszą się bać, by stawić czoła temu, cowłaśnie nadciąga od strony lasu.A czego on powinien się bać? Co jemu miało pomóc?Odrzucił pas z zapasowymi magazynkami, odpiął kabury z pistoletami H&K.Strach wokółprzerodził się w przerażenie i panikę, myśli mężczyzn, którzy za wirtualne tarcze mielijedynie pociski i proch strzelniczy, odczuwał jak poruszające się w popłochu rybki głęboko wmorskiej toni.Patrzyli na niego jak na szaleńca.Sam miał zresztą podobne odczucia i obawy -do momentu, kiedy nie odłożył na bok również zapasowej broni z kabury na kostce.I nagleświat stał się o wiele mniej skomplikowany, lżejszy i bardziej przejrzysty.Filip odpiąłmiecze, uklęknął przed Mariką i zaczął wysuwać z pochew obydwa miecze, krótszy i dłuższy.To był głupi, bezsensowny, niemal samobójczy gest, ale Filip mimo to czuł się o wiele lepiej. Musiał to zrobić, ponieważ wszyscy jego przodkowie zrobiliby w tej sytuacji to samo, a onchciał przed ostatnim bojem osiągnąć pełną harmonię wewnętrzną.Zdawał sobie sprawę, żekrólowa nie będzie wiedziała, co zrobić.Nikt nie mógł tego wiedzieć, ponieważ wojowniktaki jak on nigdy dotąd nie kłaniał się bogu.Spojrzał na nią, pogodzony z losem, świadomy własnej niewiedzy i czekającej gozagłady, ponieważ rozumiał, że nie otrzyma drugiej szansy.I nagle obok niego klęczał Kas.Widział jego toporne, prymitywne, a mimo to tak silneja.Podawał królowej zagięty kindżał.On nie odrzucił karabinu, pomyślał Filip.On tego niepotrzebował, niemal natychmiast wyjaśnił tę wątpliwość.Marika rozpięła zamek i podciągnęła rękawy zbroi z dyneemy, a następnie oburącz, znajwiększą powagą ujęła kindżał.Ostrze z damasceńskiej stali rzucało odblaski mieniące sięwszystkimi kolorami tęczy.Musi mieć kilkaset lat, pomyślał Filip i nie wiedzieć czemu wyjątkowo go ten faktucieszył.Wszystko rozgrywało się jak na spowolnionym filmie.Patrzył i widział: odsłonięte przedramię, stal bezwzględnie rozcinająca skórę iprzenikająca aż do mięsa, rubinowe krople krwi.Spuścił wzrok i zobaczył, jak osiadają nalustrzano gładkiej powierzchni jego mieczy, daikatany i krótszego wakizashi.Tak to właśniepowinno wyglądać, błogosławieństwo królowej przed śmiercią; błogosławieństwo boga.Powstał, miecze były już w pochwach.Wyczuł w wietrze smród oleju maszynowego,skóry, środków konserwujących i naftaliny.Nie czuł natomiast potu, cudzych oddechów aniw ogóle nic w tym rodzaju.Czyli wszystko w porządku - przygotowywali się do odparciaataku, którego nie szykowali ludzie.Z ich powodu nie prosiłby królowej o błogosławieństwo.Przeskoczył mur i ruszył biegiem do góry, w stronę lasu.Słyszał za sobą Kasa, którymiał kryć jego lewą flankę.Czuł się lekki i silny.Broń, której nie ufał i która nie należała doniego, już mu nie ciążyła.* * *Barbarossa wahał się.Według wytycznych miał zostać na zewnątrz i bronić placuprzed pałacykiem - ale Marika wyglądała na tak wyniosłą, tak okrutną i tak doskonałą jak onwtedy, kiedy najbardziej potrzebował pomocy.Wziął głęboki oddech i poczekał, aż wszyscyprzeskoczą przez mur i znikną w lesie albo za bramą.Następnie włożył rewolwer z powrotemdo kabury i ruszył biegiem w kierunku bramy głównej.Mogła go skarcić, ukarać zanieposłuszeństwo i kiedy o tym pomyślał, po plecach przeszły mu ciarki.Ale mimo to za nicnie chciał zostawić jej samej, nawet na chwilę.On został sam, właściwie cały czas był sam,od początku do końca.I ten koniec właśnie nadszedł, właśnie się z nim oswajał.Nie zamknęła drzwi, to było wbrew umowie.W korytarzu panował mrok, ale mimo to doskonale widział,gdzie co stoi, zanim przyzwyczaił się do ciemności.Ze spuszczoną głową opierała się ościanę.Czuł słodki zapach łez.Płakała.Jeszcze, póki co.Zatrzymał się niezdecydowany.Czymógł jej dotknąć? Przywołał z pamięci obraz siebie sprzed trzydziestu lat i zrobił ostatni krok.Spojrzała na niego oczami pełnymi łez.- Barby, ja go zabiłam.Nie miał pojęcia, co powiedzieć.Kiedy wyciągnęła w jego stronę rękę, przytulił ją iprzez chwilę stali nieruchomo w swoich objęciach.Już się nie bał, czuł jej dreszcze, ból iprzerażenie.Usłyszeli pierwszy strzał, po nim całą serię, a potem rozpętało się piekło.- Zabiłam go, zabiłam - powtarzała w kółko.Nowak Barbarossa zorientował się, że Marika ma wilgotne włosy.Na zewnątrz chybazaczęło padać, a woda musiała się dostawać do środka jakąś szczeliną.Po chwili dotarło jednak do niego, że wcale nie padało - to on płakał.- Czasami człowiek musi zabić, ale najważniejsze, żeby ta śmierć nie poszła na marne.%7łeby każda sekunda odebranego życia była tego warta.A my wszyscy wiemy, że była.Niepozwolimy skrzywdzić tych dzieci, po prostu nie możemy do tego dopuścić - mówił kojącymtonem.W pierwszej chwili pomyślał, że ją okłamuje, że próbuje ją uspokoić, mówiąc to, cochciała usłyszeć, ale potem zrozumiał, że to wszystko prawda.Najszczersza prawda w całymjego życiu.Seria z jakiegoś większego kalibru przeorała ścianę pałacyku i wstrząsnęła całymbudynkiem.Korytarz wypełnił się pyłem z pokruszonych cegieł, zgasły wszystkie żarówki.- Nie możemy się zatrzymać w połowie drogi - krzyczał Barbarossa.- Jeśli chcemy jeocalić, musimy zabijać, i to tak, jak jeszcze nigdy dotąd.Musimy zamienić się w demony!Spojrzał jej w oczy i o mało co się nie przewrócił.W jej demona nie mógł wątpić.- Zaprowadzę je do świątyni i będę ich ostatnią strażą.Reszta zależy od was - odparłai zniknęła w ciemnościach. Rozdział dwudziesty pierwszyKapitan Kr%0ńm�YKapitan Kr%0ńm�Y szedł w dół środkiem szosy.Na plecach niósł lekki karabinmaszynowy, ale tylko uważny obserwator dostrzegłby cienką lufę wystającą znad jegoprawego ramienia.Pełne przejęcia relacje Grubera o zbliżającym się konwoju opancerzonychpojazdów brzmiały dla niego jak brzęczenie muchy.Choć ramiączka torby wżynały mu sięgłęboko w skórę, nie czuł bólu.Nie czuł już od dłuższego czasu.Na skraju lasu szosa łączyła się z biegnącą wzdłuż Berounki drogą pośledniejkategorii.Na jej środku postawił minę, ale zamiast zapalnika naciskowego zainstalowałczasowy.Następnie ruszył w stronę Pragi.Gruber cały czas mamrotał coś o dziesięciukrokach i kolumnie samochodów.Kr%0ńm�Y w ogóle nie zwracał na niego uwagi i maszerował,pogwizdując pod nosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.