[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co miałeś zamiar zrobić, gdybyśmy cię nie złapali? - zapytałGrijpstra.- Chciałem jeszcze trochę poczekać, jakiś rok mniej więcej,ażby sprawa na dobre przycichła, wtedy sprzedałbym motocykli kuter.- I wrócił na Nową Gwineę?Van Meteren skinął.- Jako król Habberdudas?Van Meteren roześmiał się.- Nie, to było tylko fantazjowanie.Może bym zamieszkał samotnie na małej wysepce, sam zkotem i świnią.Zwinie to są bardzo inteligentne stworzenia.Czyli bawiłbym się w pustelnika, miałbym spokojne życie.- A heroina?- Wyrzuciłbym albo spalił.Ale tymczasem ją zachowałem.Liczyłem się z tym, że możecie mnie złapać.Może będziemyjeszcze mogli z niej zrobić użytek.- To on? - spytał policjant, który pierwszy zeskoczył na ichpokład.Grijpstra skinął głową.- Niech tani na razie leży - powiedział nowy - wezwiemy przezradio pogotowie.Za pięć minut będziemy w porcie.Zostaniecie przy nim?- Tak - powiedział Grijpstra.- Co myśmy się was naszukali.Tylu poczciwych rybakównajadło się niepotrzebnie strachu.- %7łycie to nie jest bajka - powiedział de Gier.Grijpstra patrzył zazdrośnie na nowego policjanta, byłspalony na brąz i tryskał zdrowiem.Taki to ma życie, pomyślał Grijpstra, cały Boży dzień pluskasię w wodzie i co jakiś czas sprawdza kartę rybacką.Van Meteren spojrzał na niego i roześmiał się, odczytał myślGrijpstry.16Nadinspektor siedział za biurkiem i patrzył na swój kaktus.Ręce wsadził do kieszeni i rozparł się w fotelu.W pokoju byłociepło.Przed nim leżał notes z zapiskami.Wokół unosił sięzapach szpitala.Nadinspektor rozdął nozdrza i zrobił głęboki wdech.Myśli porządkowały się z trudem.Ten Papuas, myślał nadinspektor; odkazili mu ranę i zrobiliopatrunek.A potem przyprowadzili go do mnie.Grijpstra i deGier.Aresztowanego mordercę.Dobra robota.Długo to trwało.Trzy tygodnie.Chytra sztuka, ten Papuas.Przymknął oczy i jął rozpamiętywać.Przewijały się myśli,które nie miały ze sobą pozornie żadnego związku.Myślał oPapuasach.Dzikich, żyjących jeszcze w epoce kamienia.Porównywalnych do Batawów i Kaninefatów.Tutaj przyszliRzymianie, myślał nadinspektor.A na Nową GwineęNiderlandczycy.Papuas w Amsterdamie, Batawczyk w Rzymie.Wstał i stanął przy oknie.Grijpstra zrobił pewną propozycję,na prośbę Papuasa.Papuas nie miał już żadnych praw, byłaresztowany, podejrzany w areszcie śledczym nie może o wieleprosić.Nadinspektor odwrócił się do swojego kaktusa, olbrzymiegofallicznego symbolu na środku jego pokoju, fallusa z kolcami.Poproszono go o wypuszczenie mordercy, na krótkooczywiście, ale ryzykując, że ucieknie.Nadinspektor podniósł słuchawkę.- Komisarz jest chory, panie inspektorze - powiedziałdziewczęcy głos.Nadinspektor mruknął i odłożył słuchawkę.Wykręcił inny numer.- Mój mąż ma atak reumatyzmu, leży w wannie, to jest jedynemiejsce w całym domu, gdzie go omija ból.Czy ja mogęprzekazać wiadomość?Nadinspektor zastanowił się.- Muszę pilnie porozmawiać z pani mężem - powiedział wkońcu.- Jedną chwileczkę.Nadinspektor czekał.- Czy mógłby pan do nas wpaść?- Już idę, proszę pani, za dziesięć minut będę u państwa.Nadinspektor usiadł na drewnianym taboreciku i patrzył nagłowę komisarza, wystającą z kąpieli.Gdyby chciał, mógłbyzobaczyć całego komisarza, ale próbował skoncentrować się nagłowie.- Niech pan opowiada - powiedział komisarz.Nadinspektor mówił długo.Komisarz przerwał mu raz,prosił o cygaro.Nadinspektor przypalił mu cygaro i wetknął staranniemiędzy pozbawione krwi wargi komisarza.- Tak powiedział komisarz.- W porządku - powiedział Grijpstra i odłożył słuchawkę.De Gier zerwał się.- Zgadzają się?Grijpstra przytaknął i potarł dłonią po brodzie.Krótkie włosydrapały.Nie ogolił się tego ranka i do tej pory nie znalazłczasu, żeby odosobnić się w toalecie z blaszanym pudełkiem,które przechowywał w górnej szufladzie swojego biurka i wktórym trzymał nożyk do golenia, lepszy od tego w domu, itubkę kremu.Pani Grijpstra uważała krem do golenia zaluksus, słupki mydła do golenia są tańsze.- Nie ogoliłeś się - powiedział de Gier.- Nie - powiedział Grijpstra, a między jego brwiami powstałgłęboki rowek.- Pewnie też zaspałeś - wyraził podejrzenie de Gier.- Nie - zaprzeczył Grijpstra.- To dlaczego się nie golisz? Nie chce się?- Golenie to jest przyjemna rzecz - powiedział Grijpstra - alenikt nie może przy tym do ciebie mówić.De Gier skinął.- I nikt w żadnym wypadku nie może przy tym na ciebiekrzyczeć.No nie - powiedział de Gier - w żadnym wypadku.- Idę się teraz ogolić - powiedział Grijpstra - a ty przyprowadzVan Meterena.Mam nadzieję, że mu się dobrze spało, napewno był już u niego lekarz.Z niego jest mocny chłopak,wczoraj krwawił jak nieszczęście, a teraz już mu się chcepogaduszek.- No i miał dobrą celę - dodał de Gier - a ja mu kazałemzanieść czystą pościel i poduszkę z poszewką, a pijaków zsąsiedniej celi zabrali na Overtoom.Miał zupełny spokój.W niecałe pół godziny pózniej był z powrotem.Van Meteren otrzymał filiżankę kawy, papierosa i książkętelefoniczną.- Dzień dobry, panie de Kater, tu Van Meteren.Grijpstrawcisnął guzik, dzięki któremu odpowiedzi de Kater a byłysłyszalne dla policjantów.- Dzień dobry, panie Van Meteren - de Kater bardzostarannie wymawiał słowa.- Jak się pan miewa? Czy znalazłpan sobie dobre lokum?- Jak najbardziej - powiedział Van Meteren - niedaleko.Mieszkam teraz jedną ulicę dalej, na poddaszu starejkamienicy przy Brouwersgracht, nie straciłem na tej prze-prowadzce.- Przyjemnie mi to słyszeć.%7łałuję, że musiałem panapoprosić o zwolnienie pokoju w budynku fundacji, ale rozumiepan, że nie kupiłem go na stałe.Chcę go znowu zbyć, asprzedaż jest o wiele łatwiejsza, jeżeli lokale są wolne.Czymogę coś dla pana zrobić?- Prosiłbym o drobną przysługę, panie de Kater.Mam zamiaropuścić wkrótce kraj i potrzebuję nieco pieniędzy.Wyliczyłemsobie, że potrzebowałbym jakieś dwadzieścia tysięcy małymibanknotami, najlepsze będą chyba dwudziestki piątki i setki.- Tak? - spytał uprzejmie de Kater.- Tak.I sądziłem, że pan powinien jeszcze nimi dysponować.Piet Verboom dał panu niedawno o wiele większą sumę i niesądzę, żeby pan wpłacił te pieniądze do banku.Myślę, żepowinien pan mieć je jeszcze w domu.Głośniczek słuchawki milczał i Grijpstra z de Gierem oglądaliplastykowy aparacik.Tam jest kratka, myślał de Gier, zupełnie jak nad studzienkąkanalizacyjną.Pod kratkami studzienek też mieszkają szczury.- W istocie - powiedział głos de Katera, który brzmiał jużmniej starannie, pojawił się chropawy odcień.- Tak, tak.Grijpstra zaciągnął się papierosem, de Gier przymknąłoczy.Van Meteren mówił lekkim tonem, jakby rozmawiał zprzyjacielem lub dobrym znajomym.- To nie jest taka wielka suma - powiedział VanMeteren.- Może i nie - powiedział de Kater - ale zakładam, ze panzaoferuje mi coś w zamian?- Oczywiście.- To znaczy?- Już panu mówię.Pan dostarczył Piętowi na krótko przedjego śmiercią pewne towary.Za towary zapłacił, pan mapieniądze i transakcja jest tym samym zakończona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]