[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dla Boga! rzekł Kmicic uczyńcie że to dla mnie i przyślijciemi wiadomość o onej bitwie, na którą się pod Warszawą zbiera.Dnie iNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG259noce będę na palcach liczył i spokoju nie zaznam, póki się czego pew-nego nie dowiem.Zagłoba przyłożył palec do czoła. Posłuchajcie mojej polityki rzekł bo co powiem, to się takpewno spełni.jako i to jest pewne, że ta szklenica stoi przede mną.Czy nie stoi? co? Stoi, stoi! Mów waść! Tę bitwę walną albo przegramy, albo wygramy. To każdy wie! wtrącił Wołodyjowski. Milczałbyś, panie Michale, i uczył się.Suponując, że tę bitwęprzegramy, wiesz, co dalej będzie?.Widzisz! nie wiesz, bo już swymiszydełkami pod nosem, jak zając, ruszasz.Otóż ja mówię wam, że nicnie będzie.Kmicic, który był bardzo żywy, zerwał się, stuknął szklanką o stół izawołał: Marudzisz waść! Mówię, że nic nie będzie! odparł Zagłoba. Młodziście, to tegonie rozumiecie, że jako teraz rzeczy stoją, nasz król, nasza miła ojczy-zna, nasze wojska mogą pięćdziesiąt bitew jedna po drugiej przegrać.i po staremu wojna pójdzie dalej, szlachta będzie się zbierała, z nią iwszystkie podlejsze stany.I nie uda się raz, to uda się drugi, dopókimoc nieprzyjacielska nie stopnieje.Ale jak Szwedzi jedną batalię więk-szą przegrają, to ich diabli bez ratunku wezmą, a elektora z nimi w do-datku.Tu ożywił się Zagłoba, wychylił szklankę, palnął nią o stół i mówiłdalej: Słuchajcie, bo tego z lada gęby nie usłyszycie, bo nie każdy umiepatrzyć generalnie.Niejeden myśli: co tu nas jeszcze czeka? ile bitew,ile klęsk, o które, wojując z Carolusem, nietrudno.ile łez? ile krwiwylanej? Ile ciężkich paroksyzmów?.I niejeden wątpi, i niejedenprzeciw miłosierdziu bożemu i Matce Najświętszej bluzni.A ja wampowiadam tak: Wiecie, co nieprzyjaciół onych wandalskich czeka? zguba; wiecie, co nas czeka? zwycięstwo! Pobiją nas jeszcze sto ra-zy.dobrze.ale my pobijemy sto pierwszy, i będzie koniec.Rzekłszy to pan Zagłoba przymknął na chwilę oczy, lecz zaraz jeotworzył, spojrzał błyszczącymi zrenicami przed siebie i nagle za-krzyknął całą siłą piersi: Zwycięstwo! zwycięstwo!Kmicic aż zaczerwienił się z radości.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG260 Dalibóg, ma rację! dalibóg, słusznie mówi! Nie może inaczejbyć! Musi taki przyjść koniec! Już to trzeba waści przyznać, że ci tu nie brakuje rzekł Wołody-jowski palnąwszy się w głowę. Rzeczpospolitę można zająć, ale do-siedzieć w niej nie lża.i tak w końcu trzeba się będzie wynieść. Ha! co? nie brakuje! rzekł uradowany z pochwały Zagłoba.Kiedy tak, to wam jeszcze będę prorokował.Bóg przy sprawiedliwych!Waćpan (tu zwrócił się do Kmicica) zdrajcę Radziwiłła pokonasz, doTaurogów pójdziesz, dziewczynę odbierzesz, za żonę ją pojmiesz, po-tomstwo wychowasz.Niech pypcia na języku dostanę, jeżeli tak niebędzie, jakom rzekł.Dla Boga! tylko nie uduś!Słusznie zastrzegł się pan Zagłoba, bo pan Kmicic porwał go wswoje ramiona, podniósł w górę i tak ściskać począł, że aż oczy stare-mu wyszły na wierzch, ledwie zaś stanął na własnych nogach, ledwieodsapnął, już pan Wołodyjowski rozochocony wielce chwycił go zarękę. Moja kolej! Mów waćpan, co mnie czeka? Boże ci błogosław, panie Michale!.Wywiedzie ci twoja mister-na dzierlatka całe stadko.nie bój się.Uf! Vivat! krzyknął Wołodyjowski. Ale pierwej ze Szwedami koniec uczynim! dodał Zagłoba. Uczynim! uczynim! zawołali trzaskając szablami młodzi puł-kownicy. Vivat! zwycięstwo!NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG261ROZDZIAA 24W tydzień pózniej przedostał się pan Kmicic w granice Prus elek-torskich pod Rajgrodem.Przyszło mu to dość łatwo, gdyż przed samymodejściem pana hetmana polnego zapadł w lasy tak skrycie, iż Duglasbył pewien, że i jego wataha pociągnęła razem z całą dywizją tatarsko-litewską pod Warszawę, i małe tylko załogi po zameczkach do obronytych stron zostawił.Duglas odszedł także w ślad za Gosiewskim, z nim i Radziejowski,i Radziwiłł.Kmicic dowiedział się o tym jeszcze przed przejściem granicy izgryzł się srodze, że nie będzie się mógł oko w oko ze swym śmiertel-nym wrogiem spotkać i że kara może Bogusława dojść z innych rąk,mianowicie z rąk pana Wołodyjowskiego, który także przeciw niemuślubował.Za czym, nie mogąc wywrzeć zemsty za krzywdy Rzeczypospoliteji swoje na osobie zdrajcy, wywarł ją w straszliwy sposób na posiadło-ściach elektorskich.Tej samej nocy jeszcze, w której Tatarzy minęli słup graniczny,niebo zaczerwieniło się łunami, rozległy się wrzaski i płacz ludzi dep-tanych stopą wojny.Kto polską mową o litość umiał prosić, ten z roz-kazu wodza był oszczędzany, ale natomiast niemieckie osady, kolonie,wsie i miasteczka zmieniały się w rzekę ognia, a przerażony mieszka-niec szedł pod nóż.I nie tak prędko oliwa rozlewa się po morzu, gdy ją żeglarze dlauspokojenia fal wyleją, jak rozlał się ów czambuł Tatarów i wolentarzypo spokojnych i ubezpieczonych dotąd stronach.Zdawało się, iż każdyTatar umiał się dwoić i troić, być naraz w kilku miejscach, palić, ści-nać.Nie oszczędzano nawet łanów zbożowych, nawet drzew w sadach.Tyle przecież czasu trzymał pan Kmicic na smyczy swych Tatarów,że wreszcie, gdy ich puścił na kształt stada drapieżnych ptaków, prawiezapamiętali się wśród rzezi i zniszczenia.Jeden przesadzał się nad dru-giego, a że jasyru brać nie mogli, więc pławili się od rana do wieczorawe krwi ludzkiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]