[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grunaldi wzrusza ramionami.- Jestem m em w sile wieku.Niejednego przetrzymam w piciu lub walce i nie b duciekał przed dziewk albo i dwiema.Miałem te czas nabra rozumu.Ale wiecie, copowiadaj , e kiedy m przestaje by młodzikiem, to je li co mu rano nie dolega, znaczy, eumarł w nocy.Jem to, co wszyscy, i je li doskwiera mi potem brzuch, to tak samo jest i zinnymi.Nie zauwa yłem u siebie chorób, których nie mo na wytłumaczy zmarzni ciem,przepiciem albo prze arciem, ani te takich, które by nie ode - I szły po zamawianiu m drejbaby, ziołach, ogniach i dobrym nie.- A co si stało z tymi, którzy zostali na przeł czy albo poszli w góry? - pyta Sylfana.Grunaldi kr ci głow.- Widziałem paru w bitwie, ale tam był taki zgiełk, e mogło mi si zdawa.A potemadnego z nich wi cej nie widziałem.My l , e przepadli tak samo jak ci, którzy zostali napla y.Zabrani przez Lodowy Ogród i Ludzi Wulkanu.- A czy ty i inni czuli cie si dziwnie od pocz tku, kiedy tylko przybili cie do wyspy? -pytam, krz taj c si po mesie w poszukiwaniu czego , co mo e posłu y za popielniczk.- Nie - odpowiada natychmiast.- Dopiero kiedy weszli my w dolin Lodowego Ogrodu.Ito nie od razu.- Tyle wiemy, e tamt dy na pewno nie mo na i - powiada Sylfana.- Okr t zawiezie nas, gdzie b dzie chciał - rzecze Spalle.- I zacumuje tam, gdzie zechcePie niarz z wulkanu, ten z soplami na głowie.- Dlatego musimy zdoby łód - mówi.- I to zanim wyjdziemy w morze.Poza tymtrzeba b dzie co wymy li.Jest nas jedynie pi cioro.Cokolwiek miałoby si dzia ,prze yjemy, tylko je li b dziemy sprytniejsi ni inni.- Na razie nie idzie nam najlepiej - stwierdza ponuro Grunaldi.- Znaczy z Pie niarzami.Dostrzega mój wzrok i unosi dłonie.Mam ju na ko cu j zyka: Nikogo na sił nieci gn , ale Spalle mnie ubiega.- Mo esz wysi - mówi.- Na Dragorinie brzegi s blisko, wystarczy skoczy z burty.- Ujadasz, ledwo si nadarzy okazja - warczy na to Grunaldi.- Nie sko czyłem mówi ile z nami b dzie, je eli nie b dziemy umieli si dogada.Chciałem tylko powiedzie , enajwy szy czas znale na nich dobry sposób, bo pomału zaczynaj by plag.I najlepiejb dzie, je li ty, Ulfie, nauczysz si czyni , tak jak oni.- Wszyscy mi to mówi - odpowiadam.- Staram si , ale to nie takie proste.To nie gra nafujarce!- Zdobyłe t włóczni - wylicza nagle Sylfana.- Wydobyłe si z drzewa, dwa razywyrwałe mu si z r k.Uczył ci tamten, co mieszkał w jaskini.Sprawiłe , e wy wszyscy wjednej chwili skoczyli cie a do krainy W y.Zabiłe elaznego kraba uk szeniem magicznejosy.I wci nie wierzysz, e jeste Pie niarzem.- Pracuj nad tym - odpowiadam znu onym głosem i odłamuj sobie pasek mi sa.- Narazie mam kłopoty z ciskaniem piorunami z dłoni.Po kolei: najpierw łód.Potem trzeba wogóle dopłyn i rzeczywi cie po drodze co wymy li.Zrozumcie: uło ono mnie do or a ido tropienia.Umiem sobie radzi z tym, co rozumiem.A pie ni bogów nie rozumiem.To nietakie proste, e co sobie pomy l i to si od razu staje.Chucham i z irytacj obserwuj obłoczek pary, który bucha mi z ust.Ze statkiem sobienie radz , a oni chc , ebym zmieniał kamienie w g si.Podnosz greting i wsuwam si w ciemno ładowni.Pod spodem wiatło przenika przezkoronkowe otwory płyt nad głow.Widz wr gi i ciemnawe wody opływaj ce kadłub,dziwaczne yły i naczynia wij ce si w kilu i cianach m zielonkawym poblaskiem.Dostrzegam pilers z rosochatymi, wtopionymi w kadłub korzeniami jak pie drzewa, obokdrugi walcowaty kształt, w którym si co porusza.Uderzam w to co i budz kolczastegow owego stwora, który wyrwany z drzemki rozjarza si zielonkawym blaskiem jakminiaturowa błyskawica.Na górze rozlegaj si okrzyki i tupoty.- Nic si nie dzieje! - wołam w gór.- Zapaliłem tylko wiatło.Komora pod pokładem jest prawie pusta, wzdłu burt ci gn si jedynie rz dy owalnychpojemników, na granicy pola widzenia i z dziobu, i z rufy majacz jeszcze jakie inne obłekształty, z kilu sterczy do góry cylindryczne akwarium, które przed chwil obudziłem, no ijest jeszcze du y bulwiasty obiekt rozparty na wbitych w dno okr tu wygi tych nó kach.Jestp katy, utworzony ze znacznie bardziej matowego i nieprzejrzystego tworzywa ni resztaokr tu i przypomina ogromn dyni albo mo e cebul zako czon wro ni t w pokład nadgłow rur , jak ogon szczypioru.Ale najwa niejsze, e na wypukłym boku znajduj si dwiepary drzwiczek umieszczone jedna nad drug.Bywałem w skansenach.Wiem, jak wygl dapiec.Otwieram górne drzwiczki i widz wewn trz komor z a urow podłog , poni ej jestdruga komora, w której le y gar szarego pyłu.Popielnik?A potem przeszukuj pojemniki stoj ce wzdłu burt w poszukiwaniu jakiego paliwa.Podejrzewam, e nie b dzie przypominało niczego normalnego.Na pewno nie znajdzie si tudrewna ani w gla drzewnego, ani niczego, co dyktuje logika.Metod prób i bł dów sko cz ,usiłuj c podpali such kiełbas albo zapasy mydła.W jednym z sarkofagów znajduj rzeczywi cie uło one rz dem jakie walce zm tnobiałego niby-lodu.Albo jeszcze z czego innego.Zamykam oczy i czuj zapachrozmaitych w glowodorów i jeszcze jakie obce domieszki niekojarz ce si kompletnie zniczym.Powiedzmy.Je li to granaty albo cho by rakiety sygnalizacyjne, szybko siprzekonam.Je eli wyładuj nimi piec, miechu b dzie co niemiara.Nie wyczuwamzwi zków nitrowych ani w ogóle azotowych, z kolei ta ich smocza oliwa wyra nie zalatujejakby tranem, siark i saletr i te cuchnie inaczej.Otwieram komor pieca, ale po namy le wyci gam nó i skrobi jeden z walców powierzchu.Kruszy si i ust puje opornie pod ostrzem, na dło spadaj mi białawe wióry, któreukładam na kawałku płaskiej powierzchni solidnego kilu, i wyci gam krzesiwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]