[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pan mnie nie zdradzi? szepnął po chwili. Jak ci się zdaje? uśmiechając się, odparł gospodarz. Zdaje mi się, że nie powinien byś pan mnie zdradzić!! Jestem tego pewnym!zniżając jeszcze głos, mówił Micio wdzięczący się dziwnie do gospodarza.Burza się u nas na pana gotuje. Na mnie? spytał Piętka, za co? Pan wie, że Płocki ma szpiegów wszędzie.mówił Wytrychiewicz, otóż mujuż coś donieśli, jakoby pan kuzynkę bałamucił.Zarumienił się pan Orest i ramionami poruszył obojętnie. Między nami powiedziawszy, z tego być nic nie może, jeśli Płocki niepozwoli.Testament nieboszczki matki panny Eulalii jest taki, że bez zezwoleniaopiekuna, ona nie może nic.a Płocki zażalony nie zgodzi się podobno nigdy.Upokarzało to Piętkę, że się ów nieszczęśliwy famulus wciskał w jegotajemnice, oburzył się więc i porwał z siedzenia. Mój panie Wytrychiewicz, zawołał, rachunki ci objaśnię, ale uczyń mi tęłaskę i do moich spraw i interesów racz się nigdy nie mieszać.Proszę cię o tobardzo, jestem niecierpliwy i nie lubię tego.Przestraszony Micio głowę spuścił i zamilkł nagle. Za cóż się pan gniewa, słowo daję, z najlepszego serca chciałem.tylkoostrzec. Przy najlepszem sercu można wiele niedorzeczności popełnić, zawołałPiętka, wtrącając się w cudze sprawy.To mówiąc począł mu wskazywać cyfry, objaśniać prędko, co mogło byćwątpliwem i nie dając się już ani odezwać więcej Wytrychiewiczowi, pozbył sięgo co najprędzej.* * *U pani Baronowej zebrało się znowu wieczorem towarzystwo zwykłe na ową,herbatę, która była przyprawą rozmowy daleko pożywniejszej, niż ona.Towarzystwo z wyjątkiem dni, w których przyjmowano znakomitościprzesuwające się przez miasto, lub bawiące tu czas jakiś, arystokracja,mieszkającą zwykle na prowincjach i niekiedy artystów tych, których przyjmująwszystkie salony Europy, składało się zawsze z jednego i tego samego grona,które zwiększały lub uszczuplały szczególne wypadki lub zajęcia.I tym razem siedziała znowu przy baronowej na kanapie hrabina Sybilla,królująca poważnie zgromadzeniu, dalej staruszka z podwiązaną brodą ibłyskotkami na palcach i piersiach, hrabianka Cecylia, panna w złotychokularach, hrabia Adam, dyrektorowie, prezesowie, radcy, hrabiowie i niecozłotej młodzieży, przynoszącej surowy materiał plotek do obrobienia na tejfabryce.Między innymi odznaczał się dowcipny pan Lucjan Werba.Dodatkowo do osób, któreśmy już poznali, przybywał dnia tego znany i godzienszacunku, zacny ale najśmieszniejszy ze wszystkich na świecie szambelanów.Był to człowiek dobrze już nie młody, suchy, chudy, wyłysiały, z włoskamizręcznie zaczesanemi na głowę obnażoną, z pączkiem tęczowych wstążeczek ufraka i na pół zakrytą klapami jego a przecież widoczną gwiazdą.Był to jeden z tych typów dawnych, jakich już nasza nie wydaje epoka, zabytekarcheologiczny, człowiek który najpewniejszym był, iż jest mężem stanu, żeodegrywa wielką rolę polityczną, dobijający się rang i orderów służbą pozasiedmdziesiąt lat przeciągniętą, upartą, zajadłą, nic nie znaczącą w rzeczy, alesprawowaną z powagą, przejęciem, sumieniem i pedanterią niezrównaną,szambelan sam przekonany był, że zna tajemnice wszystkich gabinetów istanowi jednę z tych osi niewidzialnych, na których się obracają najważniejszesprawy.Ocierał się w życiu swem nie jeden raz o najsłynniejszych mężów, a żeniektórzy z nich mówili z nim o pogodzie, inni o katarze, a najłaskawsi owdziękach księżniczek i królewien, wystawił sobie, że był ich powiernikiem.Nosił też brzemię swego posłannictwa zachowawczego, swej misji obrończejwszelkiego legitymizmu z powagą, której by się ani Metternich, ani Palmerstonnie powstydził.Ruchy jego, postawa, grzeczność wyszukana, pewna żywość połączona zrezerwą dworacką, nosiły na sobie znamię przeszłego wieku, ale na tle XIXwydawały się dosyć oryginalnie.Nikt poczciwego szambelana, który na małąskalę robił wiele dobrego, nie brał na serio, oprócz niego samego.Nie było nadeń gorliwszego w prezentacjach, paradach, ceremoniach,uroczystościach i wszelkich wypadkach, w których można się ubrać w mundurparadny i insygnia dostojeństwa.Bawiło go to, jak dziecię.Już przeszłosiedmdziesiątletni, dosłużył się pierwszej gwiazdy, meta laborum, ale niepoprzestał na niej.Cóżby był zresztą począł z sobą, gdyby mu zabrakło dopodpisywania papierów, godzin do przedrzemania w trybunale, niedzielnychprezentacyj, wieczorów i obiadów obrzędowych.Umarłby pewnie z nudów, niemając zręczności dobycia szytego fraka z płóciennego pokrowca i zawieszeniawielkiej wstęgi na piersiach.Pomimo lat swych siedmdziesięciu wiele jeszcze życia miał w sobie, pisał przezokazje niezmiernie wiele listów i oddawał nieprawdopodobną liczbę wizytobowiązkowych.nie uchybił nikomu.Wiedział zawsze kto z towarzystwa byłchory, kto zdrów, kto się swatał, żenił, umierał i jaki napisał testament.Napochwałę jego to dodać należy, iż nigdy o nikim nie mówił zle, bronił doupadłego każdego, choćby go nie lubił i pomagał chętnie wszystkim, byle go tonic nie kosztowało.Oszczędność bowiem była drugą namiętnością jego życia,która pod starość przechodziła już czasem w skąpstwo dziwaczne.Szambelan, pilnujący się wielce, ażeby należne sobie hierarchicznie zająćmiejsce, blisko hrabiny siedział i głównie ją starał się zabawiać, wspartymajestatycznie na krześle, tabakierkę, nieodstępną towarzyszkę, piastując wręku.Hrabina może nie bardzo była rada sąsiedztwu starca, którego tabaką iróżnemi powszedniego użytku medykamentami czuć było, alewyprostowywując się w miarę, jak on się ku niej pochylał, słuchała go zrezygnacją.Hrabia Adam przechadzał się, bo usiedzieć długo na jednem miejscu było muzawsze trudno, a że nie miał książki, którą by mógł przepatrywać, bawił się,zwijając w rękach kawałek papieru, który to skręcał w trąbkę, to rozkręcał naprzemiany.Czynni ludzie i pewne temperamenty potrzebują tak konieczniezająć czemś ręce, że staje się to dla nich nałogiem.Rozmowa jeszcze się nie rozwinęła zupełnie, Szambelan szeptał hrabinienowiny dworu, pan Lucjan zabawiał piękną niegdyś pannę w okularach, która zrękami założonemi na piersiach słuchała go z obojętną powagą.HrabiankaCecylia opowiadała coś żywo na ucho eksministrowi, który z ukosa spoglądał,uśmiechając się z włożonej niepotrzebnie gwiazdy szambelana, gdy onposiadając ich aż dwie, żadnej nie produkował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]