[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-To interesujące.- Kiedyś myślałam, że wyglądasz jak niemowlę.- Uśmiechnęła się z zawstydzeniem,patrząc na chodnik.- Teraz już nie.Miał ochotę zamknąć oczy i dać się prowadzić przez to miasto jak niewidomy psuprzewodnikowi, ale musiał przecież wiedzieć, dokąd idą.Emily stała teraz parę kroków zprzodu, półobrócona, rozglądając się na obie strony ulicy za wrogami.Ojciec kiedyś pokazałmu pieniądze z komunistycznych Chin - sposób, w jaki Emily teraz stała, z wysuniętympodbródkiem i lekko rozchylonymi ustami, przypomniał mu dziewczynę z banknotu onominale pięćdziesięciu juanów.- Powinnaś być ubrana w wojskowe spodnie - powiedział.- Powinnaś mieć karabin.Westchnęła ciężko i z powrotem wzięła go za rękę.- Pewnie powinnam - rzuciła.W jej ustach przestało to brzmieć jak dowcip.Stali terazu zbiegu ulic Christopher i Hudson, ruch uliczny opływał ich bezgłośnie, jakby całe miastoprzechyliło się na bakier i wszystko zjeżdżało do Chinatown.Emily wyglądała o dziesięć latdojrzalej, niż gdy siedzieli razem na murku przed szkołą.Wyglądała jak osoba oddanawielkiej i świętej sprawie.Lowboy nagle zląkł się, że może jest jeszcze za młody.- Emily - rzekł wreszcie.- Nie przejmuj się, Heller.Nie jesteś niemowlęciem.Skąd ona wie, czego ja chcę, pomyślał.Skąd ona wie, co chciałem powiedzieć.- Jaka jest w tej chwili temperatura, Emily, jak sądzisz?Uśmiechnęła się do niego.Jeszcze jej nie mówił o swoim powołaniu.- Mamy środek listopada, Heller.Ciepło raczej nie jest.- Jest - zaprzeczył.- Pięćdziesiąt dziewięć stopni.- Pięćdziesiąt dziewięć stopni Fahrenheita to jeszcze nie jest ciepło, tumanie.Zresztąw tej chwili może być najwyżej ze czterdzieści pięć.Potrząsnęła głową i wyprowadziła go na jezdnię, nie czekając na zmianę świateł.Ludzie z miasta to potrafią.Kiedy jego matka przechodziła przez ulicę, zaklinała wzrokiemsamochody, patrząc każdemu kierowcy prosto w oczy, tak żeby zapamiętał sobie jej twarz nacałe życie, jeśli ją przejedzie.Czasami przy tym przeklinała albo odmawiała pacierz poniemiecku.Ale Emily wyglądała jak bojowniczka partyzantki, jakby niosła bombę ukrytą podubraniem.Nie musiała wcale patrzeć na samochody, żeby stawały.%7ładen nawet nie próbowałsię do niej zbliżyć.- Nie mogą cię dotknąć - powiedział Lowboy.- Roztopiłyby się, gdyby się do ciebiezbliżyły.Szarpnęła go za rękaw.- Uważaj na krawężnik.- One są z wosku - powiedział, nie dlatego że naprawdę sądził, że są z wosku, tylkodlatego że tak było prościej.- Ja tak wcale nie myślę - dodał.Ale zaraz go olśniło: Toprzecież tłumaczyłoby tę ciszę.Emily rozejrzała się po ulicy i wzruszyła ramionami.Nie wyglądała na przejętą.- Ilu chłopakom już to robiłaś?Skrzywiła się.- Z iloma chłopakami, Heller.Nie ilu chłopakom.Nie zamierzam ci wycinaćmigdałków.Pokiwał głową z namysłem, dotykając palcem szyi.Nie potrzeba operacji, pomyślał.To przeciwieństwo tego, co robią w szpitalu.Jednak pytanie wciąż miał przylepione do ust,jak płatek martwej skóry.Na rogu przystanął gwałtownie i mocno wbił stopy w ziemię.Samochody za ich plecami wciąż turlały się w stronę śródmieścia, meandrując i zajeżdżającsobie drogę jak zle rzucone szklane kulki.Długo trwało, zanim przeformułował pytanie,zanim rozebrał je na części i złożył z powrotem, ale po Emily nie było widać, żeby jej toprzeszkadzało.Ona uważa, że jestem taki jak wszyscy, pomyślał.Może nieco powolniejszy.Ale nie chory.To go zaniepokoiło, nie wiedzieć czemu.Przez moment zatęsknił za lekarzami.- Chciałem spytać, czy już to kiedyś robiłaś.- Nabrał głęboko powietrza.- Czy robiłaśto już z kimś innym?- Tego, można śmiało powiedzieć, jeszcze nie robiłam.Z całą pewnością jeszczenigdy nie urwałam się ze szkoły ze zbiegłym pacjentem szpitala psychiatrycznego.-Uśmiechnęła się do Lowboya.-1 z całą pewnością nigdy nie trzymałam się za ręce z kimś, zkim mam się puścić.To go usatysfakcjonowało.Różnił się od innych, był szczególny, wyodrębniony,niechby tylko z powodu choroby.- Emily - powiedział i położył prawą dłoń płasko na jej brzuchu.Już nie wyczuwał wniej żadnego podstępu.On sam był w tej chwili wystarczająco dorosły i ona to wiedziała.Oboje wiedzieli.Nie do wiary, że jeszcze przed chwilą musiała go przeprowadzać przezjezdnię.- O co chodzi - mruknęła.To nie było pytanie.Jej żołądek drżał pod ubraniem.Była wczerwonej bluzce i fioletowym swetrze z secondhandu.Lowboy przesunął małym palcem pojej dolnym żebrze.- Wiem, że nie chciałeś mnie zepchnąć, Heller.- Napierała na jego dłoń, jej włosywchodziły mu do oczu, czuł na twarzy jej ciężki oddech.- Wiem, że zrobiłeś to niechcący.Ale chcę to usłyszeć od ciebie.- Mówiłem, że przepraszam.- Gwiżdżę na to.Przepraszam liczy się tylko wtedy, jak się coś zrobiło specjalnie.Zmusił się do zamknięcia oczu, ale jej sylwetka nie zniknęła, jaśniała powidokiem natle jego mózgu.Zielona kolumna w kształcie dziewczyny pięła się po żyłkach jego siatkówkijak bluszcz po metalowej siatce.Gdy tylko zamknął oczy, jej piękna twarz zaczęła sięrozpadać.Podejrzewał, że tak będzie.Jej rysy pruły się jak dzianina.- Rysowałem twoje portrety, Emily.Codziennie jeden.Ostatni wyszedł mi domek,domek z włochatym dachem.Nie wiedziałem, że jesteś w środku.- To nie jest odpowiedz, Heller.Odpowiedz mi.Jej żołądek cofnął się spod jego palców.Lowboy był wystarczająco dorosły, bywiedzieć, że jej pytanie to oznaka miłości albo co najmniej przelotnego zainteresowania, więcwysilił się bardzo, chcąc wymyślić odpowiedz, która ją zadowoli.Najbardziej chciałby wogóle nie odpowiadać, położyć również drugą rękę na jej żebrach i trzymać tak, aż sięwydarzy następna rzecz.Nie musieć pamiętać o płaskim czasie i takich tam rzeczach.Niebyło nic, co miałby ochotę zapamiętać.- Nie zrobiłbym tego, gdybyś mnie nie dotknęła - powiedział.Kiwnęła głową i skłoniła ramiona do jego ramion.Jej włosy zawisły ciemną zasłonąwokół jego twarzy, ale jej oczy przeświecały jak światła rampy przez wyżartą przez molekurtynę.Dlatego cofnęła żołądek - bo nachyliła się ku niemu, żeby go objąć.Nagle jej twarzznalazła się pod jego twarzą.- Przestraszyłeś się mnie - wyszeptała.- Myślałeś, że stałam się kimś innym.Tak miwtedy mówiłeś.- Nie wiedziałem, po co mnie dotykasz.- Ja też się przestraszyłam.I właśnie po to.Zeby cię uciszyć.- Tam na stacji było gorąco.Gorąco i parno, jak w cieplarni.Peronem nadchodziłpolicjant, żeby nas złapać.Włączyli system wysokiego ciśnienia.Spłaszczyłaś się, robiłaśróżne sztuki, całkiem nie jak Emily.Chciałem się ochłodzić.Chciałem zdjąć ubranie.Wtedypodeszłaś i owinęłaś się wokół mnie jak koc.- Dotknęłam cię - powiedziała.- Nie poznałeś mnie.Myślałeś, że jestem kimś innym.Już nie Emily.Czuł na szyi jej czujny oddech.Ten oddech pachniał lukrecją i papierosami, izgnilizną cieplarni.Jej żebra nagle znów dotknęły knykci jego dłoni.Wszystko ostatnio dziejesię nagle, pomyślał.Emily przygryzła dolną wargę i ruszyła naprzód
[ Pobierz całość w formacie PDF ]