[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- RzeczywiÅ›cie - przyznaÅ‚a Connie.- Chyba widziaÅ‚am już coÅ› takiego.Aleten ryt!RLT- WÅ‚aÅ›nie dlatego chciaÅ‚em ci go pokazać.OdkryÅ‚em ten kamieÅ„ pod dawnÄ…pryzmÄ… kompostowÄ…, kiedy sprawdzaÅ‚em na życzenie nowych wÅ‚aÅ›cicieli wy-trzymaÅ‚ość Å›cian.Potem znalazÅ‚em jeszcze inne takie gÅ‚azy ze Å›ladami rzezbie-nia, ale wiÄ™kszość rytów zostaÅ‚a już zatarta przez siÅ‚y natury.Nie byÅ‚y zbyt gÅ‚Ä™-bokie, bo ich autorzy nie znali siÄ™ na tej robocie.Ten jest najwy- razniejszy.- Ale Tetragrammaton? - spytaÅ‚a.- Co to znaczy? Dlaczego ktoÅ› miaÅ‚by ryćw kamieniu granicznym, zamiast po prostu napisać: To pastwisko należy do te-go i tego".Sam wzruszyÅ‚ ramionami i zgasiÅ‚ nastÄ™pnÄ… zapaÅ‚kÄ™.- Nie znam tej symboliki, ale o ile mi wiadomo, miaÅ‚o to być zaklÄ™cie.Od-straszaÅ‚o zÅ‚o.- ZÅ‚o? - zdziwiÅ‚a siÄ™.-To tylko domysÅ‚.Jest absolutnie możliwe, że ktoÅ› tu praktykowaÅ‚ magiÄ™.Skoro istniaÅ‚o pojÄ™cie czarów, to ktoÅ› musiaÅ‚ je stosować.Nawet purytanie sÄ…tylko ludzmi.Ten ryt bez wÄ…tpienia coÅ› dla kogoÅ› znaczyÅ‚.Najwidoczniej wmieÅ›cie czegoÅ› siÄ™ obawiano.- PrzyjrzaÅ‚ siÄ™ Connie z uwagÄ….- Dla nich to niebyÅ‚ problem akademicki, tylko prawdziwe życie.A w prawdziwym życiu lÄ™ki teżsÄ… prawdziwe.Connie przesunęła palcami po zagÅ‚Ä™bieniach w granicie, zafascynowanasÅ‚owami Sama.Jego wywód oczywiÅ›cie miaÅ‚ sens, choć wszystko, co do tej poryczytaÅ‚a, wskazywaÅ‚o na to, że zmieniÅ‚o siÄ™ znaczenie sÅ‚owa czary", że dawniejpojÄ™cie to byÅ‚o raczej jakimÅ› irracjonalnym narzÄ™dziem spoÅ‚ecznym z epokiprzed oÅ›wieceniowej, sÅ‚użącym przenoszeniu na najsÅ‚abszych czÅ‚onków spo-Å‚ecznoÅ›ci lÄ™ku przed tym, co nieznane.PrzesuwajÄ…c dÅ‚oÅ„ po powierzchni granitu,poczuÅ‚a dreszcz emocji.Widocznie jednak magia nie byÅ‚a tylko Å›rodkiem za-stÄ™pczym, psychoanalitycznÄ… kategoriÄ…, sÅ‚użącÄ… interpretacji Å›wiata, w którymbrak wyraznie rozróżnialnych przyczyn i skutków.Dla niektórych kolonistówRLTmagia byÅ‚a czymÅ› rzeczywistym.Z wrażenia zaparÅ‚o jej dech.Oto ma przed sobÄ…namacalny dowód, który przez ponad dwa wieki tkwiÅ‚ ukryty w pryzmie kompo-stu.Już miaÅ‚a mu odpowiedzieć, gdy w oddali rozlegÅ‚o siÄ™ woÅ‚anie:- Jest tam kto? - GÅ‚os dobiegaÅ‚ od strony tylnych drzwi domu.Zaskoczeni Connie i Sam wymienili spojrzenia.- A nie mówiÅ‚am! - wyszeptaÅ‚a, uderzajÄ…c go w pierÅ›.RozÅ‚ożyÅ‚ rÄ™ce, co miaÅ‚o Å›wiadczyć o jego niewinnoÅ›ci, i wzruszyÅ‚ ramiona-mi, jakby chciaÅ‚ dodać: I co mam powiedzieć?".Potem chwyciÅ‚ jÄ… za rÄ™kÄ™ ioboje ze Å›miechem zerwali siÄ™ do biegu.RLTROZDZIAA SZÓSTYSalem, MassachusettspoÅ‚owa czerwca1991 rokuConnie staÅ‚a przed okazaÅ‚ym klasycystycznym gmachem sÄ…du miejskiegow Salem i zastanawiaÅ‚a siÄ™, co tu wÅ‚aÅ›ciwie robi.Piekielny upaÅ‚ z ubiegÅ‚ego ty-godnia wciąż trwaÅ‚, wiÄ™c caÅ‚e miasto schroniÅ‚o siÄ™ przed letnim skwarem zaopuszczonymi żaluzjami.Sklepiki staÅ‚y puste.Z samotnego szkolnego autobusuwysypaÅ‚a siÄ™ na ulicÄ™ wycieczka, lecz obraz dzieciaków biegnÄ…cych parami powybrukowanej alejce rozmywaÅ‚ siÄ™ w falach powietrza, unoszÄ…cych siÄ™ nad roz-grzanym asfaltem ulicy.Connie weszÅ‚a do Å›rodka przez otwarte żeliwne wrota,zablokowane krzesÅ‚em, aby do wnÄ™trza mógÅ‚ wpaść jakiÅ› zabÅ‚Ä…kany podmuchwiatru.Po nasÅ‚onecznionej ulicy marmurowy hol wydawaÅ‚ siÄ™ ciemny i chÅ‚odny,wiÄ™c przystanęła, by przyzwyczaić wzrok.Stwierdziwszy, że przy biurku straż-nika jest pusto, schowaÅ‚a do kieszeni legitymacjÄ™ Harvardu i pomyÅ›laÅ‚a, że latowprowadza w uporzÄ…dkowanÄ… nowoangielskÄ… mentalność szczególny rodzaj zo-bojÄ™tnienia.Minęła drugie drzwi, tym razem dÄ™bowe, również otwarte, i skrÄ™ciÅ‚aRLTw zatÄ™chÅ‚y korytarz, za strzaÅ‚kÄ… z podpisem: WydziaÅ‚ Testamentów i PostÄ™po-waÅ„ Spadkowych".Od wieczoru, gdy wypÅ‚oszono ich z Samem z cudzego podwórza, minÄ…Å‚ ty-dzieÅ„, ale wciąż towarzyszyÅ‚o jej przyjemne zmieszanie, jakie czuÅ‚a wtedy w je-go obecnoÅ›ci.Jednak rozmawiajÄ…c z Liz przez telefon tego ranka, obwiniÅ‚a zaswój stan upaÅ‚, który mÄ…ciÅ‚ jej myÅ›li.- Nie wydaje mi siÄ™, żeby chodziÅ‚o o upaÅ‚ - orzekÅ‚a Liz.- Co ty tam wiesz - jÄ™knęła Connie.- W domu babci panuje nieprzytomnaduchota, a ja nawet nie mogÄ™ wÅ‚Ä…czyć wentylatora.Wczoraj wieczorem napeÅ‚ni-Å‚am wannÄ™ zimnÄ… wodÄ… i siedziaÅ‚am w niej przez pół godziny.Ario nie przypo-mina już psa, wyglÄ…da teraz jak zmierzwiona kula.- Mniejsza o to, upaÅ‚ już nieraz dawaÅ‚ ci siÄ™ we znaki.- Liz nie zamierzaÅ‚apodjąć tematu.- Mnie siÄ™ wydaje, że to raczej spotkanie z facetem wytrÄ…ciÅ‚o ciÄ™ zrównowagi.Ale w dobrym kierunku.WydaÅ‚o siÄ™! Liz jak zwykle umiaÅ‚a wyÅ‚uskać prawdÄ™ z mÄ™tnych tÅ‚umaczeÅ„ iwyrazić wprost to, czego Connie sama nie potrafiÅ‚a wykrztusić.To prawda, Sam dziaÅ‚aÅ‚ na niÄ… wyjÄ…tkowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]