[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ee.domu na południe odPrinceton, nieco na zachód od jaskini, w której nocowaliście.- W domu? - spytała Emilie.- Jakim domu?- Wydaje mi się, że Andrew nie ma na myśli palladiańskiej willi - uśmiechnął sięironicznie Zane.- Chcesz powiedzieć.- zawahała się.- To burdel - Zane potwierdził jej podejrzenia, po czym spojrzał na Andrew.- Mamrację?- Tam bywają oficerowie obu armii - mruknął w odpowiedzi McVie.Wolał nie patrzećna Emilie.- Słyszałam, że to wojna dżentelmenów - zauważyła ironicznie - ale to chyba jużprzesada.- Taka jest ludzka natura - odrzekł krótko Andrew.- Taka jest natura bestii - prychnęła Emilie.- Skończ z tym, Em - wtrącił Zane.- I tak ciebie to nie dotyczy.Zmierzyła ich obu gniewnym spojrzeniem.Oto dwaj reprezentanci amerykańskichmężczyzn, równie głupi i nasyceni hormonami.Pozornie rozdzieleni przepaścią dwustu lat,faktycznie połączeni testosteronem.Dlaczego mężczyzni uważają najobrzydliwsze instytucjespołeczne za logiczne i naturalne? Ciekawe, jaki rozległby się wrzask, gdyby przedsiębiorczakobieta zebrała grupkę młodych mężczyzn i otworzyła burdel dla kobiet?Oczywiście, obaj zupełnie nie przejęli się jej słowami.Spokojnie omawiali dalej planmisji, podczas gdy Emilie słuchała, w środku gotując się ze złości.- Zamierzasz to włożyć? - Emilie szeroko otworzyła oczy na widok Zane'a zprzerzuconym przez ramię amerykańskim mundurem.- To pomysł McVie'a - wyjaśnił, rzucając ubranie na łóżko.- Rebeka uszyła go dlaJosiaha.Według niej, powinien świetnie pasować.Andrew powiedział, że ty wykończyszkołnierz i mankiety.- Jak to miło z jego strony, że zgłosił mnie na ochotnika.- Rebeka jest zajęta przygotowaniami do wesela - odrzekł Zane, zerkając na nią zukosa.- Wydawało mi się, że chciałaś brać w tym udział.- To prawda - potwierdziła Emilie.- Tylko.- zaczęła coś mówić, ale natychmiasturwała.Nie chciała nawet myśleć, co było przyczyną jej złego humoru.- Zajmiesz się tym? - spytał wskazując na mundur.- Do zmierzchu jeszcze mnóstwo czasu.Skąd ten pośpiech?- Nie będę zwlekał.Chcę ruszyć w drogę kiedy tylko skończysz robotę.- Co za patriota - zakpiła Emilie.- Nie może się doczekać, kiedy zacznie służyćojczyznie.- Daj spokój.- Nie, nie dam.Robisz to tylko po to, aby po raz kolejny wystawić naniebezpieczeństwo swój głupi łeb.- Przypuszczam, że według ciebie McVie cały czas myśli o poświęceniu życia naołtarzu sprawy.- Jego przynajmniej obchodzi, co stanie się z tym krajem - parsknęła.- Rozumie, cojest naprawdę ważne.- Kiedy ty wreszcie dorośniesz, Emilie? - warknął Zane.- On po prostu bez przerwyprzed czymś ucieka.Jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, to nie jesteś taka bystra, jak myślisz.Emilie przygryzła usta.Pomyślała o tragicznie zmarłej żonie Andrew.To prawda, żeMcVie ucieka przed wspomnieniami, ale w inny sposób, niż sądził Rutiedge.Szukałzapomnienia w pożytecznym działaniu, podczas gdy on.- Nic z tego nie rozumiesz - westchnęła po chwili milczenia.- Lepiej skończmy tęrozmowę.- Zamierzasz poprawić mundur?- Dobrze, zrobię to - zgodziła się Emilie.- Przyjdę za pół godziny.- Będzie gotowy.Dla Zane'a najcenniejszą rzeczą, jaka pozostała mu z poprzedniego życia, była złotabransoletka.Dla Emilie najcenniejsze były szpilki.Choć mogło się to wydać śmieszne, tak było naprawdę.Z powodu wojny w krajubrakowało podstawowych artykułów.O igłach i szpilkach można było tylko marzyć.Emilieczęsto dziękowała Bogu, że wybierając się na wycieczkę w czasie, wzięła ze sobą torebkę zprzyborami do szycia.Rozłożyła mundur na łóżku i uważnie mu się przyjrzała.Niewiele pozostało już dozrobienia.Josiah Blakelee był najwyrazniej bardzo wysokim mężczyzną, chyba nawetwyższym od Zane'a.Emilie pozostało wykończyć mankiety, kołnierz i przyszyć metaloweguziki.To wszystko nie powinno jej zająć wiele czasu.Sięgnęła po haftowaną torebkę i wyciągnęła z niej swoje skarby.Nawlokła igłęgranatową nitkę i zabrała się za szycie.Rytmiczne ruchy igły jak zwykle podziałały na nią uspokajająco.Szyjąc, czuła sięzjednoczona ze wszystkimi pokoleniami kobiet, zarówno tymi, które odeszły, jak i tymi, któremiały przyjść po niej.W pewnej chwili, gdy drobnymi ściegami szyła kołnierz, ogarnęło jądojmujące uczucie, że przeżywa to samo po raz drugi.Przez chwilę czuła się tak, jakby nagle zniknęły bariery czasu i przestrzeni.Po sekundzie oprzytomniała.Wszystko znów wydawało się na miejscu.- Dziwne - powiedziała do siebie, nie przerywając pracy.Nie mogła zrozumieć, skądwzięło się to dziwne przeżycie.W ciągu ostatnich paru tygodni niemal codziennie szyłamundury i nigdy czegoś takiego nie doświadczyła.Zane wrócił do pokoju dokładnie w chwili,gdy ucinała ostatnią nitkę.- W samą porę - stwierdziła, powtarzając sobie w duchu, że ma trzymać emocje nawodzy.- Skończyłaś?Emilie kiwnęła głową.Nie mogła oderwać od niego oczu.Miał na sobie obcisłebryczesy, które uwydatniały potężne mięśnie nóg, oraz starą koszulę z egipskiej bawełny.Zwieżo umyte włosy związał z tyłu długą, czarną wstążką.Wstała z krzesła i podeszła, aby pomóc mu włożyć mundur.Ciekawe, czy kiedyśprzywyknę do jego widoku? - myślała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]