[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Może od-poczywa w drodze.Stawczak milczał, spoglądając coraz częściej na zegarek. Która, doktorze? Nie nazywaj mnie doktorem! wybuchnął Stawczak, wyraznie już zde-nerwowany. Albo, jeśli już musisz, to używaj pełnego tytułu.Możesz mówić dodał po chwili nieco łagodniej: doktorze nauk fikcyjnych. Jest zawołał nagle Tim, pokazując jasną plamę wśród drzew, na skrajulasu, dość daleko od miejsca, gdzie czekali.Stawczak wyciągnął białą chustkę i machał nią nad głową. Przygotuj się do wypuszczenia owiec.Tylko się nie spiesz powiedział. Przerwa w pracy laserów nie potrwa długo.Maks musi zbliżyć się tutaj, inaczejnie zdąży przejść!Tim pobiegł do zagrody.Stawczak podniósł z ziemi obcęgi o długich rękoje-ściach i przeciął drut graniczny.Widzieli, jak Maks skrada się brzegiem lasu, abyznalezć się na wprost miejsca, gdzie stali. Dlaczego nie biegnie na ukos? wykrzyknął Stawczak, machając chustką. Przecież nas widzi!Sylwetka Maksa oderwała się od pierwszych drzew lasu, biegł teraz na przełajprzez łąkę.Od przerwy w drucie dzieliło go niewiele ponad sto metrów. Puszczaj! krzyknął Stawczak.Tim otworzył zagrodę, a potem zabiegł ją od tyłu, przeskoczył do środka i po-krzykując, kawałkiem deski wyrwanej z płotu popędził zwierzęta.Wybiegały le-niwie, kręciły się w kółko.Ani rusz nie chciały się spłoszyć. Choleral co to?! Tim usłyszał przekleństwo Stawczaka, spojrzał przedsiebie i zamarł z deską uniesioną w górę.Po łące, od strony lasu, biegły trzy ludz-76kie postacie.Przodem chuda, długonoga sylwetka Maksa, za nim, w odległościczterdziestu może kroków dwóch mężczyzn, ubranych w znoszone, połatanekombinezony i gumowe buty.Maks był szybszy, dystans między nim a tamtymi dwoma powiększał się.Timz furią natarł na owce.Ruszyły wreszcie, becząc i tłocząc się, ku granicy.Laseryzagrały z obu stron, owce zbiły się w kłąb, niektóre cofały się, wymykając się zestada. Uważaj! Jeszcze nie. wrzasnął Stawczak w stronę Maksa i pobiegłTimowi na pomoc.Maks zwolnił, zmienił kierunek i pomknął wzdłuż granicy, w odległości pa-ru metrów od drutu, rozpiętego na słupkach, lecz jeden ze ścigających przeciąłmu drogę.Maks zawrócił gwałtownie, wpadając na drugiego, odskoczył, lecz oniosaczyli go, spychając na drut z czerwonymi chorągiewkami.Napierali powoli,chłopak cofał się krok po kroku.Lasery prażyły w pojedyncze owce, które udałosię nagonić.Coraz słabiej, lecz wciąż skutecznie. Mam, tutaj! krzyknął nagle Maks, wznosząc do góry zaciśniętą pięść. Nie! wrzasnął Stawczak i znieruchomiał.Maks odwrócił się nagle w stronę granicy i wystrzelił długim, tygrysim sko-kiem ponad drutem.Zwietlny promień trafił go w locie, lecz Maks upadł już podrugiej stronie, Stawczak i Tim rzucili się w jego kierunku.Dwaj napastnicy co-fali się tyłem, z opuszczonymi wzdłuż ciała rękami, a potem nagle odwrócili sięi puścili biegiem w stronę, z której przybyli.Stawczak przyklęknął koło leżącego Maksa i odwrócił go twarzą do góry.W środku tułowia ziała czarna, zwęglona plama.Zaciśnięta pięść rozluzniła się.Na dłoni leżały cztery grudki szarego metalu. Po co?. jęknął Stawczak, przymykając oczy. Po co to byto potrzeb-ne?Zdjął plecak z ramion leżącego i podał Timowi, a sam podniósł zwłoki i ru-szył w stronę samochodu.Tim patrzył w niemym osłupieniu, nie mogąc uwierzyćw realność tej sceny.Machinalnie zarzucił na ramię pasek plecaka i powlókł sięza Stawczakiem. Dlaczego? kołatało mu się po głowie to jedno słowo. Dlaczego?Wracali w milczeniu, samochód toczył się wolno po pustej drodze, zalanejsłońcem póznego popołudnia. To moja wina powiedział nagle Stawczak. Za pózno o tym pomy-ślałem.Brałem pod uwagę tylko Proksów.To był błąd, niewybaczalny błąd.Tam, w Kwadratach Specjalnych, rządzą te same prawa, co tutaj.Człowiek człowieka. Dlaczego on to zrobił? spytał Tim, patrząc przed siebie, na rysującą sięw oddali sylwetkę miasta. On wierzył, że to, co robi, jest ważne i potrzebne.Naprawdę wierzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]