[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z wyjÄ…tkiem strachu, który teraz czaiÅ‚ siÄ™ w jego wnÄ™trznoÅ›ciach.Chcesz, żebym tu zostaÅ‚.Chcesz, żebym tu byÅ‚.Pokazujesz mi to, co sÄ…dzisz,że chcÄ™ zobaczyć.Moje niebo.Tak wÅ‚aÅ›nie robisz.Mężczyzna, który przed chwilÄ… studiowaÅ‚ plakaty reklamowe, odszedÅ‚.SzosÄ…od poÅ‚udnia szÅ‚a teraz kobieta w staromodnej letniej sukience.Na pobliskimwzgórzu staÅ‚a inna kobieta, ubrana w sukniÄ™ z grubej dzianiny, z chustÄ… na gÅ‚o-wie.Odwrócona do niego plecami zbieraÅ‚a leÅ›ne konwalie.Każdy widzi coÅ› innego.Kobieta, która zbieraÅ‚a konwalie, byÅ‚a najwyrazniej z innej epoki, nie pocho-dziÅ‚a ani z tego stulecia, ani z poprzedniego.Prawdopodobnie wiÄ™c nie widziaÅ‚asklepu, a na pewno nie widziaÅ‚a plakatów reklamujÄ…cych lody.Być może widzia-Å‚a piekarniÄ™, która podobno byÅ‚a kiedyÅ› w tym miejscu.ZaÅ› przystaÅ„ w jejoczach byÅ‚a zapewne jedynie niewielkÄ… drewnianÄ… konstrukcjÄ….Teraz.Co to znaczy teraz? Gdzie jesteÅ›my?ZamknÄ…Å‚ oczy i zaczÄ…Å‚ trzeć powieki tak mocno, że niemal czuÅ‚, jak gaÅ‚kioczne dotykajÄ… czaszki.Kiedy ponownie otworzyÅ‚ oczy, zobaczyÅ‚ ten sam obra-zek, który widziaÅ‚ przed chwilÄ….PrzepiÄ™kny krajobraz, przepiÄ™kny dzieÅ„ i ludzie,którzy dokÄ…dÅ› zmierzajÄ…, bÄ…dz stojÄ… odwróceni do niego plecami.KopnÄ…Å‚ żwir na Å›cieżce, drobne kamyczki rozprysÅ‚y siÄ™ bezgÅ‚oÅ›nie na wszystkiestrony.NabraÅ‚ powietrza do pÅ‚uc i chciaÅ‚ zawoÅ‚ać: Maja! , ale nie zawoÅ‚aÅ‚.CzuÅ‚,368jak drgajÄ… mu struny gÅ‚osowe, nie wydajÄ…c jednak żadnego dzwiÄ™ku.Cisza byÅ‚atak gÄ™sta, że miaÅ‚ wrażenie, że zatyka mu uszy, jakby byÅ‚ gÅ‚Ä™boko pod wodÄ….Bo przecież tak byÅ‚o.WyszedÅ‚ na szosÄ™ i skrÄ™ciÅ‚ na poÅ‚udnie, w stronÄ™ schroniska turystycznego.Podobnie jak wszystkie inne budynki w tej wersji Domarö, także schroniskoprezentowaÅ‚o siÄ™ lepiej niż kiedykolwiek.Nie wyglÄ…daÅ‚o bynajmniej na Å›wieżozbudowane.Nowe budynki nie sÄ… szczególnie atrakcyjne.Te wokół niego byÅ‚ystare, ale lata dodaÅ‚y im uroku.Skansen.Tak, tak to mniej wiÄ™cej wyglÄ…daÅ‚o.Jakby budynki i wszystkie znajdujÄ…ce siÄ™w nich przedmioty zostaÅ‚y wystawione na pokaz.Jakby miaÅ‚y coÅ› przedstawiać.Siebie.ByÅ‚y modelami naturalnych rozmiarów.Kobieta w biaÅ‚ej sukni w czarne kropeczki i mężczyzna w spodniach od gar-nituru, w koszuli z podwiniÄ™tymi rÄ™kawami i kamizelce grali w krokieta w ogro-dzie schroniska.Kije stukaÅ‚y gÅ‚ucho, nie wydajÄ…c żadnego dzwiÄ™ku; drewniane kule turlaÅ‚ysiÄ™ pod Å‚uczkami, także bezdzwiÄ™cznie.Mężczyzna i kobieta w ogóle na siebienie patrzyli, nie patrzyli też na niego.Gra toczyÅ‚a siÄ™ do momentu, kiedy kulakobiety uderzyÅ‚a o drewniany palik na koÅ„cu toru.Mężczyzna i kobieta zebrali swoje kule, nie próbujÄ…c siÄ™ do siebie odezwać, izwrócili siÄ™ w stronÄ™ schroniska, jak w dobrze wyreżyserowanej pantomimie, wktórej obowiÄ…zuje jeden warunek: oczy mimów nie mogÄ… siÄ™ nigdy spotkać.W momencie kiedy mężczyzna odwróciÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ schroniska, Anders po-czuÅ‚ w piersi ssanie.StaÅ‚ i obserwowaÅ‚, jak mężczyzna i kobieta wchodzÄ… na górÄ™po schodach, otwierajÄ… drzwi i znikajÄ… w gÅ‚Ä™bi budynku.Jestem tylko widzem.Wszyscy pozostali na pokÅ‚adzie tej nierzeczywistej Å‚odzi brali udziaÅ‚ w pan-tomimie i zachowywali siÄ™ dokÅ‚adnie tak, jak powinni.Tylko on od nich odsta-waÅ‚, przeszkadzaÅ‚, trzeba byÅ‚o go siÅ‚Ä… przesuwać, by taniec mógÅ‚ trwać, by nierozpadÅ‚ siÄ™ na kawaÅ‚ki.Tak musi być.JeÅ›li ci wszyscy ludzie, którzy tu siÄ™ krzÄ…tali, widzieli każdy co innego, botkwili w różnych Å›wiatach, to zapewne nie wolno im na siebie spojrzeć, bo wte-dy mogliby zobaczyć coÅ› innego, i iluzja, którÄ… odtwarzali, straciÅ‚by swój sens.Po obu stronach wÄ…skiej żwirowej dróżki prowadzÄ…cej do jego domu rosÅ‚ykonwalie.UkucnÄ…Å‚, zerwaÅ‚ pÄ™k, i wÅ‚ożyÅ‚ nos w kwiaty.Nic.WÅ‚ożyÅ‚ do ust jednÄ… ztrujÄ…cych jagód i zaczÄ…Å‚ gryzć.I też nic.CzuÅ‚ jagodÄ™ na jÄ™zyku, co znaczyÅ‚o, że369posiada zmysÅ‚ czucia, najwyrazniej jednak pozbawiony byÅ‚ zmysÅ‚u smaku.WyszedÅ‚ na skaÅ‚y i zobaczyÅ‚ dom, taki sam jak w tym drugim Å›wiecie.Nie.ZmrużyÅ‚ jedno oko i spojrzaÅ‚ na prostÄ… sosnÄ™ przed domem.Dom nie byÅ‚ takkrzywy jak zwykle.Zawsze twierdziÅ‚, że dom jest brzydki, i zastanawiaÅ‚ siÄ™ cozrobić, żeby go poprawić.Teraz jego marzenie siÄ™ speÅ‚niÅ‚o.Dom staÅ‚ w pionie ito chyba przestraszyÅ‚o go najbardziej.Jego dom nie byÅ‚ już jego domem.Prze-obraziÅ‚ siÄ™ w piÄ™knie poÅ‚ożone letnisko.Ostrożnie podszedÅ‚ do drzwi wejÅ›ciowych, otworzyÅ‚ je, i w tym momencie wjego piersi wylÄ™gÅ‚a siÄ™ nagle caÅ‚a kolonia maleÅ„kich muszek.MaleÅ„kie owadymiotaÅ‚y siÄ™, szukajÄ…c wyjÅ›cia, poczuÅ‚ drżenie w piersi.To nie byÅ‚ już dzieÅ„, wktórym Cecilia podwiozÅ‚a go na swoim rowerze: wnÄ™trze domu byÅ‚o z okresu,kiedy mieszkaÅ‚ w nim razem z Cecilia, kiedy byli najszczęśliwsi.Jest tak, bo ja tego pragnÄ™.Drżąc, szedÅ‚ po szmacianym dywaniku, który Cecilia kupiÅ‚a na aukcji zadziesięć koron, a może szedÅ‚ po jego odbiciu.Wszystko, co widziaÅ‚, pochodziÅ‚obowiem z wnÄ™trza jego gÅ‚owy.RuszyÅ‚ do dużego pokoju, zobaczyÅ‚, że drzwi dosypialni sÄ… otwarte, i wtedy znów zaczÄ…Å‚ sÅ‚yszeć dzwiÄ™ki: przerywane tykaniezdawaÅ‚o siÄ™ pochodzić gdzieÅ› z gÅ‚Ä™bi jego ucha.ZakryÅ‚ usta dÅ‚oniÄ… i poczuÅ‚, że szczÄ™kajÄ… mu zÄ™by.PrzejmujÄ…ca cisza nie byÅ‚aw stanie stÅ‚umić dzwiÄ™ków, które pochodziÅ‚y z jego wnÄ™trza.ZaczÄ…Å‚ siÄ™ skradać,jakby to miaÅ‚o jakikolwiek sens.PodszedÅ‚ do drzwi i zajrzaÅ‚ do Å›rodka i wtedy tykanie przeszÅ‚o w podnieconestukanie.SiedziaÅ‚a tam.Na podÅ‚odze, obok swojego łóżka siedziaÅ‚a Maja i grzebaÅ‚a w wiaderku z ko-ralikami.Przed niÄ… leżaÅ‚y niewielkie kopczyki, uÅ‚ożone z koralików w różnychkolorach.ByÅ‚a zajÄ™ta sortowaniem koralików.Anders sÅ‚yszaÅ‚, jak coÅ› sobie nuci,chociaż nie dochodziÅ‚ go żaden dzwiÄ™k.WiedziaÅ‚ jednak, że kiedy jest pochÅ‚o-niÄ™ta jakÄ…Å› czynnoÅ›ciÄ…, zawsze coÅ› sobie nuci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]